Ksiądz powstańcem i żołnierzem

Krystyna Piotrowska /GN

publikacja 19.11.2013 21:46

Modlili się o wolną ojczyznę, organizowali wsparcie dla leśnych oddziałów, jako kapelani towarzyszyli walczącym partyzantom.

Bp Henryk Tomasik poświęcił tablicę pamiatkową Bp Henryk Tomasik poświęcił tablicę pamiatkową
Krystyna Piotrowska /GN

W kościele Podwyższenia Krzyża Świętego w Zwoleniu odbyła się uroczystość poświęcenia tablicy ku czci powstańców styczniowych z terenu ziemi zwoleńskiej. Umieszczono na niej nazwiska zwoleńskich bohaterskich kapłanów z 1863 roku: ks. Aleksandra Bąkowskiego, ks. Józefa Musielewicza – kapelana oddziałów powstańczych, ks. Leonarda Piotrowskiego, ks. Fryderyka Włockiego – organizatora powstania w Zwoleniu i sybiraka oraz ks. Karola Woźnickiego – ówczesnego proboszcza parafii w Zwoleniu.

Wszystkim gościom i tym, którzy przyczynili się do zorganizowania uroczystości dziękował proboszcz ks. Bernard Kasprzycki   Wszystkim gościom i tym, którzy przyczynili się do zorganizowania uroczystości dziękował proboszcz ks. Bernard Kasprzycki
Krystyna Piotrowska /GN
– Z dumą przywołujemy osoby świeckie i duchownych ze Zwolenia i naszego regionu, biorące udział w walkach zbrojnych i w poparciu powstania organizacyjnym i moralnym. Ojczyzna dla wszystkich Polaków jest bezcenna wartością, dla scalenia której potrzeba ofiary życia, ale także ofiary pracy i cierpienia, uczciwego wypełniania wielkich i małych obowiązków. Tej umiejętności chcemy się uczyć od naszych ojców, braci i sióstr, kapłanów, którzy za tę wartość zapłacili najwyższą cenę – powiedział proboszcz ks. Bernard Kasprzycki.

Uroczystości w Zwoleniu rozpoczęły się od Eucharystii, której przewodniczył bp Henryk Tomasik. On też wygłosił homilię. Ordynariusz przypomniał, że Kościół, czyli cała wspólnota wierzących, powinien być zatroskany o los ziemskiej ojczyzny, o losy wielkiej rodziny, którą jest ojczyzna. – Dzisiaj dziękujemy za tych, którzy są wzorem takiej troski o ojczyznę. Wspominamy te ważne historyczne, niekiedy bolesne wydarzenia, ale one także ujawniały wielki patriotyzm i wielkiego ducha naszych praojców i za ten wzór dzisiaj Panu Bogu dziękujemy. Modlimy się za tych, którzy oddawali życie – często młode życie za ojczyznę. Młode pokolenie potrzebuje wzoru, świadków, przewodników. W ręce Chrystusa, którego słowa zawsze się spełniają, składamy naszą przeszłość, ale i przyszłość, i wielką modlitwę o wiarę, która jest światłem i drogowskazem – mówił biskup.

Po Mszy św. bp Henryk Tomasik odsłonił i poświęcił pamiątkową tablicę.

Kolejną częścią uroczystości był koncert „Każdemu marzy się wolność”.

Wystąpili: aktor Jerzy Zelnik, Robert Grudzień – organy i piano, schola parafialna, chór Betania, Anna Trzaskowska dyrygent. Koncert prowadziła i opatrzyła komentarzem historycznym dziennikarka i historyk Anna Drela. Koncert odbył się w ramach ogólnopolskiego projektu Roberta Grudnia – 150. rocznica powstania styczniowego „Każdemu marzy się wolność”.

Głównymi organizatorami i gospodarzami zwoleńskiej uroczystości była burmistrz Zwolenia Bogusława Jaworska i proboszcz ks. Bernard Kasprzycki.

W niedzielę poprzedzającą uroczystości związane z odsłonięciem tablicy pamiątkowej z parafianami spotkał się historyk dr Przemysław Bednarczyk. Przybliżył im historię powstania styczniowego na zwoleńskiej ziemi, a także postacie kapłanów, których nazwiska wypisano na pamiątkowej tablicy. Niżej treść artykułu dr. Przemysława Bednarczyka

O powstaniu styczniowym opowiada Anna Drela. Koncertował Robert Grudzień   O powstaniu styczniowym opowiada Anna Drela. Koncertował Robert Grudzień
Krystyna Piotrowska /GN

Zwoleńscy kapłani – powstańcy 1863 roku

W zgodnej opinii badaczy dziejów powstania styczniowego, duchowieństwo odegrało w nim rolę szczególną. Księża byli najbardziej aktywnymi propagatorami idei walki o niepodległość, a gdy do wybuchu powstania doszło, swoim przykładem wskazywali drogę postępowania rodakom. Walczyli z bronią w ręku, organizowali zaplecze, służyli w strukturach podziemnego państwa. Do legendy przeszły nazwiska takich księży – partyzantów jak ks. Brzóska na Lubelszczyźnie, czy ks. Mackiewicz na Litwie. Ale trudno dziś zliczyć zastępy duchownych, którzy jako prości żołnierze lub konspiratorzy służyli sprawie narodowej na obszarze swoich diecezji, płacąc za to życiem, syberyjską Dr Przemysław Bednarczyk, autor artykułu „Zwoleńscy kapłani – powstańcy 1863 roku”   Dr Przemysław Bednarczyk, autor artykułu „Zwoleńscy kapłani – powstańcy 1863 roku”
Krystyna Piotrowska /GN
katorgą lub emigracyjną poniewierką. Jednym z nich był wikariusz zwoleńskiej parafii ks. Fryderyk Włocki. Trafił tu w wieku 25 lat w roku 1860, skierowany przez Kurię z adnotacją wskazującą na jego „niebezpieczną” czyli konspiracyjną działalność w poprzednim miejscu zatrudnienia. Przeniesienie ks. Włockiego do Zwolenia nie zahamowało jego patriotycznej działalności. Poznał w nowej parafii wielu oddanych sprawie narodowej wiernych i w tzw. okresie manifestacji patriotycznych w latach 1860-1862 aktywnie działał. Był członkiem lokalnej, zakonspirowanej organizacji cywilnej, która przygotowywała powstanie na swoim terenie a po jego wybuchu była oparciem dla walczących. To za jego sprawą wyekwipowany został w miasteczku oddział, który 27 I zakwaterował tu, by następnego dnia ruszyć pod Wąchock do formującego się korpusu gen. Langiewicza. Ks. Włocki poszedł z nimi i osobiście przekazał kasjerowi zgrupowania, zebrane wśród parafian zwoleńskich datki na rzecz powstania. Choć znając jego usposobienie zapewne rwał się do walki zbrojnej, jednak nie został w oddziale. Odpowiedzialny za „robotę” organizacyjną na swoim terenie wrócił na parafię. Tu rzucił się w wir pracy konspiracyjnej. Zbierał składki, szył mundury, kożuchy i buty dla walczących. Zbierał kosy osadzone na sztorc. Miał udział w zorganizowaniu w lesie „Podzagajnik” powstańczej kuźni produkującej piki i rzezaki dla oddziałów partyzanckich. Na niedzielnych mszach świętych odważnie wygłaszał patriotyczne kazania. W nocy z 12 na 13 lutego 1863 roku do drzwi jego mieszkania zastukały kolby karabinów carskich żołnierzy. W trakcie przeszukania znalezione zostały nielegalne pisma wskazujące na związki księdza z Komitetem Narodowym. Po krótkim pobycie w zwoleńskim areszcie ks. Włocki trafił do okrytego ponurą sławą radomskiego więzienia. Wyrok carskiego Sądu Wojskowego brzmiał – kara śmierci. Był to niezwykle surowy werdykt jak dla konspiratora, a nie walczącego z bronią w ręku buntownika. Interwencje Kurii Diecezjalnej szczęśliwie spowodowały jego zamianę na 8 lat rot aresztanckich na Syberii.  I tak, ks. Fryderyk Włocki w wieku 29 lat, zesłany został do jednej z syberyjskich fortec, jednak carskie władze nie pozwoliły mu nigdy wrócić do Zwolenia. Zmarł w odległej guberni permskiej, dopiero w 1901 roku, mając lat 67. Za to, że należał do najbardziej znienawidzonego przez carat „elementu przywódczego polskiej miatieży” (czyli polskiego buntu) a za takich uchodzili księża, przeżył na Sybirze niemal czterokrotnie dłużej niż przewidywał wyrok. Zasądzone 8 lat okazało się być dożywociem.

Drugim wikariuszem związanym z Powstaniem był ks. Leonard Piotrowski. Do Zwolenia przyszedł 20 X 1863 r. już wcześniej związany z cywilnej organizacji powstańczej. Jego częste wyjazdy do Radomia, pozorowane koniecznością leczenia wzbudziły podejrzenia wojskowych rosyjskich stacjonujących w Zwoleniu. Kiedy zorientował się, że jest śledzony zdecydował się na ucieczkę z Królestwa do Galicji.

Piękną kartę powstańczego kapelana zapisał Ks. Józef Musielewicz, urodzony w Zwoleniu 13 V 1831 roku. Już od pierwszych dni powstania walczył z bronią w ręku. Prawdopodobnie był we wspomnianym już oddziale, który 27 I organizował się w Zwoleniu z pomocą ks. Włockiego.  Z nim stawił się ks. Musielewicz pod komendą gen. Langiewicza i przebył całą kampanię zimową 1863 roku.  Służył jako kapelan w batalionie dowodzonym przez Dionizego Czachowskiego. Bił się u jego boku pod Suchedniowem, Chrobrzem, Małogoszczą i Pieskową Skałą. W marcu, po bitwie pod Grochowiskami, która zakończyła istnienie armii Langiewicza, wrócił w szeregach oddziału Czachowskiego w radomskie i pozostał w nim do końca. Jako żołnierz i kapelan walczył i pełnił posługę duchową. Celebrował partyzanckie msze w leśnych ostępach, gdzie najczęściej biwakowali powstańcy. Spowiadał przed bitwą żołnierzy a w obliczu śmierci na polu walki, nie raz udzielał odpustu i jednał z Bogiem konających. Jego kapłańskie dłonie trzymały na przemian karabin i hostię. Jego palce nie raz znaczyły krzyż na czole śmiertelnie rannego kolegi i zamykały stygnące powieki młodych bezimiennych bohaterów. Ks. Musielewicz służył w powstańczej partii Dionizego Czachowskiego, aż do śmierci pułkownika i rozbicia jego oddziału w dniu 6 listopada 1863 roku pod Jaworem Soleckim.  Po jedenastu miesiącach walk, powstanie na tym terenie chyliło się ku upadkowi. Ks. Musielewicz ukrywał się. Jednak, gdy tylko rozeszła się wieść, że w Górach Świętokrzyskich nową powstańczą armię formuję gen. Józef Hauke Bosak, bohaterski ksiądz zaciągnął się w jej szeregi. Walczył pod komendą tego wybitnego wodza do wiosny 1864 roku, aż do gorzkiej klęski w bitwie opatowskiej, po której zgrupowanie zostało rozbite a on sam szukał schronienia przed bezwzględną carską zemstą. Ks. Musielewicz podzielił los tysięcy weteranów tułaczy, którzy chcąc uniknąć śmierci na nieludzkiej syberyjskiej ziemi, ruszyli po klęsce powstania na zachód. Tą drogą trafił aż do Ameryki Północnej, gdzie położył wybitne zasługi w pracy na rzecz emigracji polskiej i lokalnych społeczności, służąc ku chwale Boga i Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Ziemia amerykańska przygarnęła go do siebie jak swego syna, choć jego serce do końca żyło tęsknotą do Polski i ojczystej ziemi zwoleńskiej.

Osobistą odwagą i poświęceniem sprawie narodowej wyróżnił się w tym okresie proboszcz miejscowej parafii ks. Karol Woźnicki. Mając lat 55 nie był tak aktywny jak młodzi klerycy, ale zaangażowany w działalność polityczną jeszcze w okresie przedpowstaniowym, taktownie służył organizacji państwa podziemnego. Dał się poznać, jako człowiek stateczny, ale odważny. W lutym 1863 zatrzymał się w Zwoleniu oddział rosyjski eskortujący do twierdzy Dęblińskiej czterech księży-więźniów z radomskiego więzienia: ks. Malanowicza, ks. Kasprzyckiego, ks. Batkowskiego i ks. Studenckiego. Na widok zmaltretowanych i zagłodzonych więźniów, wstawił się osobiście w ich sprawie do dowódcy eskorty, prosząc o umożliwienie im przenocowania i zaopatrzenia na plebanii. Oficer rosyjski prośbę odrzucił. Po odejściu kolumny, ks. Woźnicki wystosował pismo do Konsystorza sandomierskiego z prośbą o wstawiennictwo w sprawie aresztowanych, co przyniosło częściowy skutek. Innym razem, miał też ks. proboszcz odwagę odmówić oficerowi rosyjskiej kolumny wojskowej, odprawienia mszy świętej w intencji namiestnika Wielkiego Księcia Konstantego. Sam natomiast odprawił uroczystą mszę polową dla oddziału powstańczego i święcił powstańcze sztandary. I to właśnie doszło do wiadomości carskich władz w Radomiu. W połowie 1864 roku ks. Karol Woźnicki został aresztowany i choć niedługo zwolniony to niemal do końca pełnienia swej posługi na zwoleńskim probostwie, nękany był przez władze carskie dolegliwymi karami finansowymi. Zmarł w wieku 79 lat w roku 1887 i spoczął na parafialnym cmentarzu w Zwoleniu.

Na tym samym cmentarzu spoczywa też inny zwoleński proboszcz – powstaniec styczniowy. Był nim ks. Aleksander Bąkowski. Parafię naszą objął już po powstaniu, dopiero w roku 1887, właśnie po śmierci ks. Woźnickiego, ale w roku, 1863 jako młody ksiądz włączył się w działalność niepodległościową na poprzedniej placówce w regionie sandomierskim. Aresztowany za swą działalność, przenoszony na żądanie carskich władz z parafii na parafię, trafił w końcu w wieku 56 lat do Zwolenia i tu pozostał wśród innych, ofiarnych a zapomnianych bohaterów pamiętnego roku 1863. To właśnie im, w 150. rocznicę tamtego zrywu, my żyjący dziś w Wolnej Polsce poświęcamy to krótkie wspomnienie.