Kochał ten nadpilicki pejzaż

ks. Radosław Walerowicz /xzn

publikacja 15.07.2016 19:40

Abp. Zygmunta Zimowskiego wspomina ks. kan. Radosław Walerowicz, dyrektor Ośrodka Charytatywno-Edukacyjnego "Emaus" w Turnie koło Białobrzegów. Ośrodek ten to dzieło i oczko w głowie zmarłego abp. Zygmunta Zimowskiego.

Na jubileusz 10-lecia „Emaus” w 2014 r. abp Zygmunt Zimowski przyleciał z Watykanu Na jubileusz 10-lecia „Emaus” w 2014 r. abp Zygmunt Zimowski przyleciał z Watykanu
Marta Deka /Foto Gość

Miłosierdzie na 3 hektarach

Fotografia uśmiechniętego Jana Pawła II wita gości odwiedzających Emaus.   Ks. Abp Zimowski powtarzał z nieukrywanym uwielbieniem,  że to - „najpiękniejszy człowiek naszego pokolenia” i że „ Jan Paweł II odszedł do wieczności, a my musimy przybliżać Jego postać nowym pokoleniom”. I te dwa zdania stały się kamieniem węgielnym Emaus. Trzeba było wiary ks. Arcybiskupa, żeby w tych ruinach dawnej peerelowskiej, komunistycznej bazy szkoleniowej zobaczyć Dom Chleba. Trzeba było  Jego wyobraźni miłosierdzia, by pośród tych gruzów zobaczyć piękny ośrodek charytatywny położony w malowniczym zakolu Pilicy, kipiący życiem, krzykami dzieci, entuzjazmem młodzieży i śpiewem pielgrzymów. Trzeba było Jego ekonomii miłości, by swoją ideą zarazić tylu ludzi. Wśród tych „zarażonych” znalazłem się i ja.

Ks. Radosław Walerowicz, dyrektor Ośrodka Charytatywno-Edukacyjnego "Emaus" w Turnie koło Białobrzegów   Ks. Radosław Walerowicz, dyrektor Ośrodka Charytatywno-Edukacyjnego "Emaus" w Turnie koło Białobrzegów
ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość
Tu jest najpiękniej

Ks. Abp po wyjeździe do Watykanu, mówił, że  to jest zupełnie,  tak jak w tej pielgrzymkowej piosence: „Śpiewa ci obcy wiatr, zachwyca piękny świat, lecz serce tęskni, bo gdzieś daleko stąd został rodzinny dom -  tam jest najpiękniej”. Znał tu każdego z imienia. Znał każdy skrawek ziemi i każde drzewo. Miał fotograficzną pamięć i kochał ten nadpilicki pejzaż, te zachody słońca, te ścieżki, które były tylko Jego ścieżkami i te sekretne miejsca, pełne dorodnych  borowików, które za każdym razem wysypywały się z Jego kosza. Zostawiał je bez słowa, bez żadnej werbalnej sugestii, a wszyscy pracownicy czuli już zapach zupy grzybowej, która była ulubionym przysmakiem ks. Arcybiskupa. Mówił mi, że w tych wędrówkach o świcie i w tych spacerach  o zmroku omodlonych  na różańcu, nigdy nie jest sam, że czuję namacalną obecność Stwórcy Wszechświata i ogrom Bożego Miłosierdzia. Dlatego pierwszymi relikwiami, jakie sprowadził do naszej kaplicy były relikwie siostry Faustyny Kowalskiej.

W drodze na lotnisko

Rzadko albo w ogóle nie  zdarzyło się, żeby ks. abp Zygmunt, nie zatrzymał się bodaj na kilka minut w Emaus, kiedy przejeżdżał z Radomia na lotnisko do Warszawy. Ta ostatnia wizyta przed pierwszą operacją była zupełnie nietypowa, bo niezapowiedziana, bo w domu panowała wyjątkowa cisza, bo nie było żadnych gości, bo ks. Abp przyjechał w towarzystwie dwóch osób. (Jak się potem okazało lekarzy) Zaczął swoim zwyczajem od odwiedzenia kaplicy i poprosił o herbatę dla gości. Wrócił po kilkunastu minutach i długo patrzył na pomnik Jana Pawła II, który znajduje się w recepcji. Ze smutkiem powiedział: „Czas odjeżdżać…” ale brzmiało to raczej, jak „Żal odjeżdżać”. Gdy panowie szli do samochodu, On skierował się do kaplicy. Po wyjściu stamtąd, stanął pośrodku dziedzińca, zadarł głowę i długo rozglądał się wokół. To Jego milczenie było jak modlitwa. Na koniec - sądząc, że czeka go kolejny lot, życzyłem Mu „szczęśliwej podroży”. A On dał mi do zrozumienia, że tym razem przed nim może być inna niż zwykle podróż…

Wiem, że teraz ks. Abp Zygmunt Zimowski z okna Miłosiernego Ojca - podziwia jeszcze piękniejsze niż te nasze, nadpilickie - bo niebiańskie widoki.