Twarzą w twarz z kard. Ratzingerem

Ks. Zbigniew Niemirski

publikacja 26.02.2013 18:30

Był w Radomiu jeszcze jako Prefekt Kongregacji Nauki Wiary. Zgodził się na rozmowę, do której chcemy wrócić teraz, gdy kończy się jego pontyfikat.

W seminarium nie ma już alumnów, którzy w 2002 r. odbywali studia i formację W seminarium nie ma już alumnów, którzy w 2002 r. odbywali studia i formację
Dzisiejsze pokolenie kleryków może oglądać okazałe fotografie przypominającej tamtą wizytę
Ks. Zbigniew Niemirski/GN

Kard. Józef Ratzinger był w Radomiu w 2002 r. i tutaj, 25 maja, w katedrze przewodniczył liturgii święceń biskupich trzeciego pasterza naszej diecezji, bp. Zygmunta Zimowskiego.

Następnego dnia odwiedził wspólnotę Wyższego Seminarium Duchownego. W seminaryjnym gmachu mieści się siedziba diecezjalnej rozgłośni. To w jej studiu, po wspólnym śniadaniu z mieszkańcami i pracownikami seminarium, nagrana została rozmowa, która została wyemitowana na falach Radia AVE i opublikowana w tygodniku AVE. Dziś chcemy wrócić do tamtej rozmowy, która ukazała się pod tytułem "Bóg ma jedno serce w Jezusie Chrystusie", będącym cytatem św. Jana od Krzyża, a który w trakcje rozmowy przywołał kard. Ratzinger.

 

Bóg ma jedno serce w Jezusie Chrystusie

KS. ZBIGNIEW NIEMIRSKI: Eminencjo, w imieniu naszej redakcji, czytelników i słuchaczy pragnę najpierw złożyć najserdeczniejsze urodzinowe życzenia. Niech nam będzie wolno przy tym powtórzyć słowa Ojca Świętego Jana Pawła II, które w ubiegłym roku – z okazji 50. rocznicy święceń kapłańskich – skierował na ręce Księdza Kardynała: „Osobistej świętości aż do najdalszej ofiary z siebie; formacji misjonarskiej, złączonej ze stałą troską o jedność; koniecznej integracji między duchowym charyzmatem a instytucjonalnym urzędem”. Nasze życzenia łączymy z zapewnieniem o stałej pamięci modlitewnej.

Wspólna fotografia seminaryjnej wspólnoty z kard. Józefem Ratzingerem przed frontonem   Wspólna fotografia seminaryjnej wspólnoty z kard. Józefem Ratzingerem przed frontonem
Bezpośrednio po jej wykonaniu Prefekt Kongregacji Nauki Wiary udzielił wywiadu
Archiwum WSD Radom
KARD. JÓZEF RATZINGER – Ogląd jedynie małych wycinków życia czy wręcz chwil, może niekiedy owocować pokusą twierdzeń, że oto Bóg zapomniał. Gdy jednak spojrzy się na nie w całości jego biegu, oto okazuje się, że On był zawsze blisko, zawsze tutaj. Staje się oczywistym, że Bóg dawał mi odczuć swą obecność w trudnych momentach życia oraz że zawsze posyłał ludzi gotowych spieszyć z pomocą i wsparciem. To jest pierwsze i fundamentalne źródło mojej wdzięczności, jaka rodzi się w moim sercu i którą wyrażam, patrząc wstecz. W Nim rodzi się także moja wdzięczność skierowana ku tym, którzy mi tak wiele pomogli. Oni nadal stoją u mego boku. Myślę tu także o moich współpracownikach z Kongregacji Nauki Wiary, w której od ponad dwudziestu lat pracuję i w której przychodzi mi pełnić zadania wcale niełatwe. Ogarniam myślą wielu dobrych współpracowników, z którymi tworzymy prawdziwie rodzinną atmosferę. Sądzę, że to oczywiste – i nie muszę o tym wspominać – że wdzięczną pamięcią ogarniam także biskupa Zygmunta. Jubileusz jest zawsze wspaniałą okazją do wyrażenia wdzięczności. Bez tego rodzinnego bycia razem, zakorzenionego w wierze i miłości do Chrystusa, nie pełniłbym mojej służby i nie byłym w stanie jej pełnić.

 

Ponad 51 tys. stron internetu powołuje się na osobę Eminencji. Są tam strony, które noszą nagłówki „Fun-Club Kardynała Ratzingera”. Czy nie jest to znak, że dzisiejsza problematyka wiary, pytania o sens, o życie Kościoła pozostają niezwykle żywe, że postawa obojętności wobec spraw wiary jest bardziej pozą niż rzeczywistością?

– Istnienie takich „Fun-Clubów” postrzegam jako rzecz radosną i bardzo miłą. Muszę przy tym dopowiedzieć, że ilekroć jestem na Placu Świętego Piotra, bądź odwiedzam inne miejsca, czy odbywam podróże do miast i krajów, spotykam wielu ludzi, którzy szukają wiary Kościoła, którzy wiedzą, że on jest opoką, która nas nosi. Oni o tym wiedzą. Z drugiej strony doświadczają, że ideologie rozpadają się, a nowoczesność potrafi być też nudną i „niestrawną”. Ci ludzie są przekonani o tym, że Słowo, które Pan pozostawił w swoim Kościele i w rzeczywistości wiary pozostają trwałe.

Z jednej strony w tym zakorzenia się radość i światło, ale z drugiej rodzi to niemało sprzeciwów wobec wiary, choć te przemijają i rozpadają się. Istnieją bowiem wielkie obszary niezwykle głębokiej tęsknoty za prawdziwym życiem w Kościele oraz wewnętrznego przekonania, że to on posiada Słowo Prawdy, że to w nim działają słowa życia wiecznego przekazanego przez Pana. To przekonanie rodzi ufną radość, że z nim można kroczyć ku przyszłości, a wiara pozostaje żywą. Właśnie dlatego wielu młodych ludzi jest przekonanych, że tutaj znajdzie słowa życia wiecznego. Co więcej, że nie potrzebują szukać gdzie indziej i nie muszą iść dokądkolwiek indziej.

 

Joseph Ratzinger, teolog i biskup, kardynał i Prefekt Kongregacji Nauki Wiary jest osobą dobrze znaną w Polsce. Doktoraty honoris causa (na przykład w Opolu i Lublinie), rozliczne wykłady i wywiady, książki i publikacje (tylko w ostatnim roku przełożono na język polski trzy książki Eminencji) to wszystko pomaga nam – w naszym tu i teraz – pogłębiać zrozumienie rzeczywistości Boga, człowieka i świata. Eminencjo, skąd bierze się i w czym zakorzenia to niezwykłe bogactwo człowieczych pytań o Boga, człowieka i świat?

– Owe bogactwo pytań o Boga, człowieka i świat bierze się z nieskończoności Boga. On sam jest nieskończony i niezmierzony, i to od Niego pochodzą niezgłębione źródła prawdy, miłości, piękna. Ich nigdy nie da się wyczerpać, a świat i człowiek są zrealizowaną formą zamiarów Boga, w nich odbija się Jego tajemnica. Stąd też rodzące się pytania o świat i człowieka znajdują ostateczne odpowiedzi, zanurzając się na powrót w Bogu. To dlatego także teologia pozostanie zawsze w pewnym wewnętrznym napięciu. Święty Jan od Krzyża powiedział kiedyś: „Bóg ma jedno serce w Jezusie Chrystusie”. Tu wszystko zostało powiedziane, i nie ma niczego więcej, co chciałbym dodać.

Z drugiej jednak strony trzeba powiedzieć, że istnieją kopalnie, w których otwierają się nowe korytarze, a w niej dają się odnaleźć pokłady skarbów.

Od ponad pięćdziesięciu lat zajmuję się teologią i potwierdzam to z całym przekonaniem, że Pismo Święte nie zestarzało się, ani nie stało się nużące. Nie wyczerpała się też jego treść. Dzieje się tak dlatego, gdyż w każdym czasie posiada ono moc przekonywania w coraz to nowych odsłonach, stając się takim obdarowaniem, o jakim wcześniej nikt nawet nie mógł pomyśleć. Owo niewyczerpanie Objawienia i samej prawdy, którą pokazuje Pismo Święte, a w którym przecież obecny jest sam Bóg, czyni z uprawiania teologii dziedzinę niezwykle pasjonującą – nie umniejszając oczywiście wagi innych sektorów naszej rzeczywistości – a co za tym idzie, czyni z niej dziedzinę piękną i ważną. On wskazuje, jak powinniśmy żyć, co powinniśmy i co możemy czynić, by wzrastać w naszym człowieczeństwie, To jest świat wiary, który zawsze dotyczy naszego ja i który najczęściej nas tak przepełnia, że nie sposób stać obok, a ciągle ma się do powiedzenia coś nowego.

 

Najważniejsze spośród działań, prac i wypowiedzi Kongregacji Nauki Wiary możemy poznawać za pośrednictwem środków społecznego przekazu. Efekty tych prac tworzą ogromny zbiór wypowiedzi i odpowiedzi, wyjaśnień i przesłań, konferencji, komentarzy i dokumentów. Mamy jeszcze żywo w pamięci komentarz do deklaracji „Dominus Iesus” z sierpnia 2000 r., a potem szereg innych konferencji prasowych i interwencji. Teraz usiłujemy zgłębić treść Listu Apostolskiego „Misericordia Dei”. 2 maja, w czasie konferencji prasowej z racji ogłoszenia tego Dokumentu, odpowiadając na retoryczne, ale przy tym wręcz agresywne pytanie, mówił Eminencja: „Czy jest to tekst, który nakłada na chrześcijanina nowe ciężary? Jest wręcz przeciwnie: Zostaje w nich uchroniony całościowy i osobowy charakter ludzkiej egzystencji”. Bardzo zwięźle, a przy tym z ogromną głębią treści.

– Ojciec Święty zdecydował się na publikację motu proprio wobec pytań odnoszących się do sakramentu pokuty, który dziś chętniej nazywamy sakramentem pojednania, bądź miłosierdzia w Bogu. Na decyzję Papieża wpłynął fakt istnienia w Kościele obszarów, gdzie w ostatnich trzydziestu latach w sposób znaczny zanikła praktyka spowiedzi indywidualnej. Początkowo zastępowano ją rozgrzeszeniem zbiorowym (absolucją generalną). Przy powierzchownym spojrzeniu wyglądało to tak: napływ ludzkich rzesz, świadomych, że tą drogą dużo prościej uzyskać rozgrzeszenie, przekonywał, że oto otworzyły się dużo większe możliwości pracy duszpasterskiej. Analizując jednak głębiej to zjawisko, rodził się oczywisty wniosek: akt rozgrzeszenia stracił wymiar osobowy. Towarzyszył mu proces coraz mniej poważnego wnikania we własne ja. W konsekwencji ów napływ korzystających z generalnych absolucji spadł. Ostatecznie zaś zaprzestano na serio traktować sam sakrament pokuty. Ten sam proces dotknął świadomości i poczucia winy oraz rozumienia rzeczywistości kochającego Boga. Ten cały proces unaocznił więc jak bardzo ważnym w życiu Kościoła i w życiu wiary każdego człowieka jest sakrament pokuty – szczególne i osobiste spotkanie z Bogiem.

Wszystkie sakramenty posiadają charakter osobowy. Nie mówimy przecież: „Chrzcimy was”, ale: „Ja ciebie chrzczę”. W taki sam sposób Eucharystia i pozostałe sakramenty wraz ze swym osobowym charakterem ukazują wymiar bezpośredniego doświadczenia. W sakramencie pokuty Pan przebacza mi moje grzechy i moją winę. Ja wiem o tym, że przed Nim nie jestem elementem składowym bezimiennej rzeszy. On mnie zna, przebacza mi i uzdrawia moje życie. To doświadczenie jest oczywiście uciążliwe: winy należy najpierw poznać, a wyznanie ich nie jest przecież wygodne. Jednakże jest to doświadczenie naszego życia, które rodzi prawdziwe wyzwolenie. A skoro to doświadczenie podejmuje sam Bóg, który mi wybacza, to ja wiem: Zostałem na nowo stworzony. Jeśli tego zabraknie, chrześcijaństwo będzie stawać się bezbarwne, a ów osobowy kontakt z Bogiem wyblaknie i osłabnie.

Wracając zaś do konferencji prasowej w Rzymie: Chciałem wówczas pozorowi przeciwstawić trud rzeczywistości wielkiego wyzwolenia, które ofiarowuje nam Pan. Chodzi przecież o pełnię szczęścia płynącego z głębi tego wyzwolenia. Wobec niego procedury psychoterapii – w gruncie rzeczy przecież uciążliwe – nie prowadzą do samego końca. Dzieje się tak z tego prostego powodu, że nie uwzględniają one faktu, iż osobistą winę darować może jedynie Bóg. Zamiarem Ojca Świętego w żadnym razie nie było przypominanie jakichś „starych ciężarów”, ale głęboka chęć przybliżenia rzeczywistości wyzwolenia, o którym wielu zapomniało i którego w konsekwencji brak w ich wnętrzu.

 

„Każdy więc uczony w Piśmie – mówi Pan Jezus w Mateuszowej Ewangelii – który stał się uczniem Królestwa niebieskiego, podobny jest do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare”. W pewnym sensie w tych słowach odbija się współczesne spotkanie tradycji ze wszelka nowością. Jawią się przy tym także różne aktualne oczekiwania od Kościoła. Gdy jedni chcieliby widzieć w nim awangardę i przewodnika przez wszystkie ciemności i niepewności tego, co nowe, inni wolą postrzegać Kościół jedynie jako obrońcę tradycji. Prawda zapewne leży pośrodku. Ale, Eminencjo, żywym pozostaje pytanie o kryteria, o to, co za św. Pawłem możemy nazwać „rozróżnianiem duchów”.

– Problem zawarty w pytaniu dotyka nie tylko naszej posługi w Kongregacji Nauki Wiary. On zachowuje swą aktualność w posłudze każdego biskupa i kapłana. Chodzi w nim zarazem o dwa aspekty: o wychwycenie tego, co istotne i czemu należy się ochrona i zarazem o to, że właśnie to należy wieść ze sobą w przyszłość.

Ksiądz ma rację, że w problemie tym odzywa się konstrukcja „albo… albo”, która nie jest do końca słuszna. W rzeczywistości bowiem oba elementy występują razem. Już wcześniej próbowałem pokazać, że wierność Chrystusowi nie jest czymś, co można na stałe „zamocować”. Ona zawsze poprowadzi ku owej kopalni coraz to nowego doświadczenia skarbów Bożej prawdy. Wierność jest założeniem każdej przemiany, każdego owocnego działania. Tylko wtedy, gdy pozostaje się wiernym, można odkrywać prawdziwe głębie. Dotyczy to też kontaktów międzyludzkich: tylko w wierności wzrasta wzajemne poznanie, doświadczenie drugiego, które powiodą ku coraz głębszej miłości.

Tak to warunek wierności staje się warunkiem postępu. Tylko tam, gdzie istnieje kontynuacja, znajduje się prawdziwy postęp, prawdziwe poszukiwanie. Tam zaś, gdzie owej kontynuacji nie ma, zabraknie też precyzyjnego określenia kierunków postępu. O to samo chodzi też w pracach naszej Kongregacji, w naszej służbie na rzecz wiary. Chodzi w niej o pozostanie wiernym w życiu, by w konsekwencji odkrywać prowadzące nas ciągle dalej siły prawdy.

Pyta Ksiądz o kryteria owego rozróżniania. Powiem tyle: Fundamentalnym kryterium pozostaje Urząd Nauczycielski Kościoła. Kościół otrzymał go od Pana po to, by żyć jego Słowem i by w tym życiu i przez moc tego życia to Słowo wykładać. W ten sposób Pismo Święte, najpierw przeżyte, znajdzie swe właściwe miejsce, poprawny wykład oraz posiądzie moc przenikania ludzkiego życia.

To oczywiste, że Urząd Nauczycielski Kościoła nie jest autonomiczny. Jest on instytucją złączoną ściśle ze wspólnotowym życiem Kościoła z Chrystusem, obecnym w sakramentach oraz Pismem Świętym i Tradycją.

Urząd Nauczycielski Kościoła jest strukturą żywotną i wielopostaciową. On nie odkrywa niczego, by potem – niczym absolutny monarcha – mówić: „to i to ma tak i tak obowiązywać”. On żyje w posłuszeństwie wobec objawionego Bożego Słowa, żyje też w posłuszeństwie wobec objawionego Bożego Słowa, żyje też z posłuszeństwa i wewnętrznej wierności wobec tegoż żywego Objawienia. Stamtąd otrzymuje dogmaty Ducha Świętego, który daje też Kościołowi moc ich prawidłowego wykładu.

Ewangelicki egzegeta Ulrich Luz w swym artykule „O zasady ewangelickiego wykładu Pisma Świętego” pisze, iż nie ma słuszności Marcin Luter stawiając tezę, ze Pismo Święte jest zasadą wykładu samą dla siebie. W efekcie prowadzi to do fragmentacji Biblii, gdzie każdy podaje własny wykład. Autor tegoż artykułu daje bezpośrednio do zrozumienia, że pozostanie wiernym Pismu Świętemu domaga się żywej wspólnoty wiary, która przewodzi w „rozróżnianiu duchów” i daje kryteria. Właśnie to pozwala ostatecznie na pozostanie wiernym Pismu Świętemu.

 

Przybył Eminencja do Radomia jako biskup konsekrator naszego biskupa, Zygmunta Zimowskiego, który niemal 20 lat pracował u boku Eminencji w Kongregacji Nauki Wiary. Współpracowaliście przy wielu dokumentach, a tutaj także przy powstawaniu „Katechizmu Kościoła Katolickiego”. Proszę powiedzieć, które z przesłań „Katechizmu” w sposób szczególny chciałby nam zostawić Eminencja wraz z osobą naszego biskupa diecezjalnego?

– W Kongregacji Nauki Wiary pracowaliśmy wspólnie nad przygotowaniem „Katechizmu Kościoła Katolickiego”, który stał się w Kościele fundamentalnym podręcznikiem w dziele przekazywania wiary. W rozpoznawaniu kryteriów, owym „rozróżnianiu duchów”, będzie też coraz bardziej stawał się punktem odniesień.

Wracając myślą do fundamentalnych założeń pracy: W całokształcie wypowiedzi, jakie „Katechizm” powinien był dać i dać musiał – by stworzyć czytelny wykład wiary – wspólną podstawą myślową było jego trynitarze uwarstwienie. Wszystko więc, co tu się zaczyna, prowadzi ostatecznie do tego samego: My po prostu wierzymy w żyjącego i trójjedynego Boga.

Gdy tutaj myślę o dobrym biskupie Zygmuncie, by wypowiedzieć słowo naszego wspólnego wspomnienia, wracam do tej troski o obraz Boga – Boga, który w Chrystusie pokazał swe oblicze. Konsekwencja tej troski stanie się troska o konkretnego człowieka: wielkiego i małego, szczególnie o biednego, także troska o powołania kapłańskie, by ludzie mogli otrzymać chleb wiary i by doświadczyli prostoty płynącej z miłości Kościoła.

To są najprostsze i bezpośrednie konsekwencje naszej wiary w Boga, Boga, który jest miłością. Nasza pasterska troska musi się w niej zanurzać i ją pokazywać, by rodzić doświadczenie Kościoła jako miłości. Niech doświadczają jej ci, którym szczególnie brak miłości: zostawieni na marginesie życia społecznego, opuszczeni, cierpiący, ci, którzy znikąd nie otrzymują miłości. Oni wszyscy powinni doświadczać tego, że Kościół posiada skarby miłości, które rozdaje wszystkim. Wierzę w to, że jeśli będziemy to czynić, na powrót umożliwimy poznawanie Boga, umiłowanie Chrystusa i wzrost powołań duchownych.