Ocalona z piekła

Marta Deka

publikacja 09.04.2014 16:53

Dzisiaj już nie czuje się ofiarą. Mówi, że cierpienie to jest szczęście, bo nie tylko nie odsuwa nas od Pana Boga, ale nas do Niego przybliża. A Bóg przebacza naprawdę wszystko i my wszystkim możemy przebaczyć.

Anna Golędzinowska angażuje się w Ruch Czystych Serc Anna Golędzinowska angażuje się w Ruch Czystych Serc
Marta Deka /GN

W kościele bł. Annuarity na radomskim Michałowie i w Przysusze Anna Golędzinowska opowiadała historię swojego życia. Mówiła o swojej trudnej młodości, początkach pracy we Włoszech i tym, co odmieniło jej życie.

Urodziła się w Warszawie. Wychowywała w biednej rodzinie, ale była szczęśliwa. Gdy miała 10 lat, zmarł jej tata. Mama wpadła w depresję. - Zaczęła przyprowadzać różnych mężczyzn. Jeden z nich się do mnie dobrał. Gdy jej o tym powiedziałam, nie uwierzyła. Lepiej jest nie wierzyć i nie widzieć. Zaczęłam nienawidzić moją mamę, bo była, i nienawidzić ojca, bo go już nie było, zaczęłam nienawidzić całego świata - opowiadała. Uciekała z domu, brała narkotyki. Miała 13 lat, gdy postanowiła odebrać sobie życie. Odratowali ją w szpitalu. Trzy lata później poznane osoby zaproponowały jej pracę modelki w Mediolanie. Nie dojechała tam. - Zawieźli mnie pod Turyn, zabrali dokumenty i chcieli, żebym pracowała jako prostytutka, miałam 17 lat. Udało mi się uciec, wcześniej jeden z klientów mnie zgwałcił - wyznaje.

Zaczęła pracować w Mediolanie w telewizji i agencji modelek. Stała się osobą rozpoznawalną i weszła do tzw. wielkiego świata, gdzie imprezy i narkotyki były na porządku dziennym. Po dwóch latach zdała sobie sprawę, że czegoś jej brakuje. - Miałam wszystko, a jedyną rzeczą, której mi brakowało, była miłość, a jej za pieniądze nie można kupić - mówi.

Jeden z wydawców zaproponował wydanie jej biografii. Książka nosi tytuł "Ocalona z piekła". Chciał jednak, żeby wcześniej pojechała z nim do Medjugorje. Tam w czasie Drogi Krzyżowej nastąpił przełom. - Weszłam na sam szczyt góry. Tam przed białym krzyżem padłam na kolana i zaczęłam się modlić, ale to nie ja się modliłam. To słowa same wychodziły z ust. Tam usłyszałam głos, że muszę przebaczyć wszystkim, którzy zrobili mi krzywdę. Otworzyłam usta i wydobyły się dwa słowa: "Wybaczam wam".

- Słowa proste, ale spróbujcie wypowiedzieć je tak od serca. Jest bardzo trudno. Poczułam wielką ulgę. Zaczęłam płakać. Coś w moim sercu się zmieniło - opowiada. W Mediolanie już nie mogła się odnaleźć w życiu, które dotąd prowadziła. Wróciła do Medjugorje. - Dzisiaj nie czuję się ofiarą. Myślę, że cierpienie to jest szczęście, bo nie tylko nie odsuwa nas od Pana Boga, ale nas do Niego przybliża. Dzisiaj myślę, że wszystko, co mi się stało, musiało się wydarzyć, bym dzisiaj mogła powiedzieć wam, że Pan Bóg istnieje i że można przebaczyć naprawdę wszystko - dodaje.

Anna w Medjugorje przemyślała wiele rzeczy. Doznała wielu łask. Teraz dzieli się tym z innymi. Opowiada o wielkiej mocy przebaczenia: - Przebaczacie dla siebie. W ten sposób uda wam się opróżnić wasze serce z niepotrzebnych rzeczy, jak nienawiść, żal, gorycz. Codziennie prosimy Boga o łaski, ale gdy nasze serce jest pełne śmieci, to gdzie Pan Bóg wleje te łaski? Nie ma miejsca. Nie ma innej drogi niż przebaczenie, by uwolnić się od cierpienia.

Mówiła też, by nie osądzać innych. Często dostrzegamy grzechy u innych, a nie widzimy tych naszych. - Nasze słowa mogą wyrządzić wielką krzywdę bliźnim, a cofnąć je jest bardzo trudno, więc nie osądzajmy innych. Zmieńmy samych siebie, a inni patrząc na nas też się zmienią - wyjaśnia. O sile miłości powiedziała: - Kochajcie się, bo dzisiaj cały świat cierpi na brak miłości. Życzę wam, żebyście znaleźli tę prawdziwą miłość. Jezus mówi nam, że miłość jest najważniejsza i wyjaśnia, jak mamy kochać – „tak jak ja was umiłowałem”.

- Dziękujemy za to świadectwo. Zostaje w nas pragnienie, by być pięknymi wewnątrz. Pani świadczyła o Bogu, ukazywała, jak jest dobry i jak kocha każdego z nas - powiedział na zakończenie proboszcz ks. kan. Kazimierz Marchewka.