Stara kuźnia w centrum miasta

ks. Zbigniew Niemirski

Rzecz nie idzie o zabytek udostępniany jedynie zwiedzającym. Wręcz przeciwnie! Chodzi o warsztat, który wykuwa pięknych ludzi.

Stara kuźnia w centrum miasta

Piszę ”stara”, choć to nie zabytek. Ma zaledwie 10 lat. Ale w życiu młodego człowieka to wręcz epoka. Ktoś 10 lat temu 18-letni, dziś ma za sobą na przykład studia i pierwsze kroki w dorosłość. Ktoś, kto wówczas przystępował do I Komunii św., dziś jest już zapewne po maturze.

A sama kuźnia zdążyła przenieść się z północnych obrzeży Radomia (kościół bł. Annuarity) do centrum (dolny kościół MB Miłosierdzia). Ale wciąż ma tego samego niestrudzonego kowala - ks. Tomasza Gaika. Zaczynał kuć charaktery młodych z trzema innymi kowalami, księżmi Piotrem Turzyńskim, Dariuszem Kowalczykiem i Albertem Warso. Ci potem nie tyle odeszli z kuźni, co inne zadania sprawiły, że wpadają tu tylko co jakiś czas. Ale ich wizyty są zawsze cenne. Z czasem pojawili się nowi kowale, a tu na przykład księża Bartłomiej Wink, Michał Szeląg, czy wielu innych.

Radomska ”Kuźnia młodych”, comiesięczne spotkania w wieczór trzeciego piątku miesiąca,  to fenomen, który gromadzi młodzież z różnych ruchów i stowarzyszeń kościelnych, a także młodych, dla których po prostu sprawa wiary jest czymś istotnym. Kuźnia zaistniała jako coś z jednej strony zupełnie nowego, a z drugiej jako swoiste pokłosie Apeli Młodych, jakie w radomskiej katedrze organizował bp Jan Chrapek. Potem zaczęły powstawać jej filie, ale z czasem jakoś przestały kuć, a ona trwa.

Teraz, gdy kuźni wybija 10 lat, wypada życzyć kolejnych lat istnienia. Niech wykuwa nie tylko pięknych ludzi, ale niech także przygotowuje nowych kowali, bo przecież mówimy: „Kuj żelazo, póki gorące!”. A co także ważne: nie brak kowali poza kuźnią, chcących pracować nad tym cudownym surowcem, który chce stawać się szlachetną stalą.

Starym i nowym kowalom, a tutaj też sobie (bo przecież nie jeden raz byłem gościem Kuźni), dedykuję i przypominam pouczenie z biblijnej Księgi Syracha: ”Tak kowal siedzący blisko kowadła pilnie zastanawia się nad pracą z żelaza, wyziewy z ognia niszczą jego ciało, a on walczy z żarem pieca - huk młota przytępia jego słuch, a oczy jego są zwrócone tylko na wzorzec przedmiotu; serce swe przykłada do wykończenia robót, a po nocach nie śpi, by dzieło doskonale przyozdobić” (38,28).