Pół świata za tatą

ks. Zbigniew Niemirski

|

Gość Radomski 46/2014

publikacja 13.11.2014 00:00

Polskie losy. Gdy jej ojciec zginął pod Monte Cassino, była zbyt mała, by to zrozumieć. Tęsknota za nim przyszła później.

Wanda Ostrowska w radomskim kościele garnizonowym przy urnie z ziemią spod Monte Cassino Po prawej: Jedna z wielu bezimiennych mogił żołnierzy, którzy zdobywali klasztorne wzgórze Monte Cassino Wanda Ostrowska w radomskim kościele garnizonowym przy urnie z ziemią spod Monte Cassino Po prawej: Jedna z wielu bezimiennych mogił żołnierzy, którzy zdobywali klasztorne wzgórze Monte Cassino
Zdjęcia i reprodukcje ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość

Wanda Ostrowska od niemal pół wieku mieszka w Radomiu, dużo dłużej szuka grobu swojego ojca. – Skoro na Łączce na warszawskich Powązkach można było dokonać prac wykopaliskowych i przeprowadzić badania genetyczne, może warto pomyśleć o czymś takim na bezimiennych grobach na Monte Cassino? – zastanawia się.

Bezkresne szlaki

Władysław Nowosiad miał 30 lat, gdy się ożenił. – Tato pochodził z Cieszacina Małego, niedaleko Jarosławia. Ożenił się w 1937 r. Razem z mamą kupili kawałek pola w Nowosiółkach, 15 km od Medyki. Ja urodziłam się dwa lata później. Miałam 6 miesięcy, gdy w lutym 1940 r. rozpoczęła się największa wywózka Polaków. Nie pamiętam Syberii. Wiem od mamy, że zawieźli nas do Pimy w Kraju Krasnojarskim. Tam byliśmy do 1942 r. Tato już wcześniej wstąpił do armii gen. Władysława Andersa, a my wyjechałyśmy do Iranu – wspomina pani Wanda.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.