Druga Golgota

Marta Deka, ks. Zbigniew Niemirski

|

Gość Radomski 06/2015

publikacja 05.02.2015 00:00

Światowy Dzień Chorego. Na terenie sanktuarium MB Bolesnej w Kałkowie-Godowie znajduje się jedyne stacjonarne hospicjum w naszej diecezji.

Z chorymi dużo się rozmawia. Pod fachową opieką czują się bezpieczni Z chorymi dużo się rozmawia. Pod fachową opieką czują się bezpieczni
Zdjęcia ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość

Niełatwo je odnaleźć. Przybywający do sanktuarium bez trudu trafiają do kościoła, już z daleka widzą monumentalną kamienną Golgotę, stacje drogi krzyżowej czy dom pielgrzyma. – Tak naprawdę nasze sanktuarium ma dwie Golgoty. Ta widoczna, kamienna, wybudowana została przez ks. inf. Czesława Walę dla upamiętnienia wydarzeń z historii Polski, bardzo często bolesnych. Ta druga Golgota znajduje się trochę w cieniu pierwszej. Jest to Hospicjum im. św. o. Pio. Tworzą ją ludzie terminalnie chorzy i ich opiekunowie, którzy chcą złagodzić ich cierpienie – mówi ks. Marcin Kalbarczyk, kapelan hospicjum.

Nie zgadzam się!

Hospicjum stacjonarne jest miejscem, do którego trafiają terminalnie chorzy, tzn. w ostatniej fazie przewlekłej choroby. Ich już właściwie nie można wyleczyć, chorobę da się jedynie zahamować, a poprzez działania medyczne, pielęgnację i wsparcie duchowe można podnieść jakość i komfort życia w tym ostatnim etapie. Mimo że hospicja oferują fachową opiekę, niekiedy niesprawiedliwie bywają nazywane umieralniami, a oddanie bliskiego w takie miejsce bywa oceniane negatywnie. – Nie zgadzam się w ogóle z określeniem, że kogoś oddajemy. Człowiek to nie jest rzecz, którą się oddaje! – wyjaśnia Małgorzata Radłowska-Raban, lekarz medycyny paliatywnej i kierownik hospicjum. – Hospicjum zapewnia terminalnie chorym odpowiednie leczenie, którego nie można zrealizować w domowych warunkach. Tam chorzy nie mieliby przez cały czas fachowej opieki medycznej. Gdy przychodzi chwila śmierci, pomagamy im godnie odejść bez cierpienia, a wcześniej rodzinie dajemy poczucie bezpieczeństwa, że ich bliski ma właściwą opiekę. M. Radłowska-Raban medycyną paliatywną zajmuje się od końca lat 90. ub. wieku. – Los tak sprawił, że osobiście poznałam ks. Walę, ówczesnego kustosza sanktuarium w Kałkowie-Godowie. Wiele rozmawialiśmy. Doszliśmy do wniosku, że musimy stworzyć stacjonarne hospicjum. Gdyby nie on, to miejsce nigdy by nie powstało. 1 stycznia 2007 r. rozpoczęła działalność fundacja ks. Czesława „Wyprzedzić swój czas”, a już w 2011 pracowaliśmy w hospicjum – opowiada. Obecnie w hospicjum przebywa 16 chorych, a w NFZ zarejestrowanych jest 27 łóżek. Tego typu placówka nie powinna być zbyt duża, by nie przypominała szpitala, a podopieczni powinni czuć się tu choć trochę jak w domu. Większość z nich choruje na raka, ale są też osoby z chorobami chirurgicznymi, urologicznymi i internistycznymi. Nietypowym pacjentem jest 18-letni Kamil. Nie jest terminalnie chory. Ma dziecięce porażenie mózgowe. Jego mama zmarła na raka mózgu, a przewlekle chory ojciec nie był już w stanie opiekować się synem. – Wystąpiliśmy do NFZ z prośbą o zgodę, by go do nas przyjąć i udało się. Stan Kamila jest stabilny, nie cierpi, żyje we własnym świecie. Dzięki ciężkiej pracy naszej pani psycholog nabiera dobrego kontaktu z otoczeniem. Niedawno hucznie obchodziliśmy jego wejście w pełnoletniość – był tort i kurtka w prezencie, by mógł z opiekunkami przebywać na zewnątrz zakładu – wyjaśnia pani Małgorzata.

Nie jestem głodna

Określenie „paliatywna” pochodzi od łacińskiego rzeczownika pallium, który znaczy „płaszcz”. Pracownicy hospicjum niczym płaszczem otaczają opieką swoich podopiecznych. Czasem bywa bardzo ciężko. „Po co pani tu przyszła, przecież pani mi i tak nie pomoże” – słyszy niejednokrotnie lekarka hospicyjna. Czasem niezrozumienie przychodzi ze strony rodziny. Szczególnie ciężko opiekunom jest wtedy, gdy podopieczni odchodzą, a wciąż zostają we wspomnieniach. Niekiedy trudności wiążą się z kwestiami formalnymi czy finansowymi, a często wszystko łączy się ze sobą. 36-letnia Magda już 4 lata walczy z nowotworem jajnika. Kiedy dowiedziała się o chorobie, była w ciąży. Lekarze proponowali aborcję. Nie zgodziła się. Urodziła córeczkę Marysię. Obecnie Magda ma niedrożny układ pokarmowy. – Wprowadziłam karmienie pozajelitowe, które jest bardzo kosztowne. Jesteśmy jedynym zakładem w Świętokrzyskiem, który prowadzi takie żywienie. Zapytałam Magdę, jak się czuje. „Nie jestem głodna” – odpowiedziała. Tymczasem ktoś z jej otoczenia zarzucił, że to upor- czywa terapia i trzeba pozwolić jej umrzeć. Przecież nikt nie ma prawa wydawać takiego wyroku. Sama Magda nigdy nie zadaje pytań o śmierć, tylko o to, kiedy wyzdrowieje – opowiada pani Małgorzata. Praca w hospicjum jest bardzo ciężka. Nie tylko fizycznie. Wymaga dużej odporności psychicznej. Po śmierci kolejnych podopiecznych zupełnie naturalnie rodzą się pytania: „Dlaczego Piotr?”, „Dlaczego Dominik?”, „Dlaczego inna młoda osoba?”. – W takich momentach całemu personelowi potrzebna jest opieka kapelana. Potrzebni są ludzie, którzy nas wesprą i pomogą wszystko poukładać. Na swojej drodze spotkałam s. Małgorzatę, która pracowała w znajdującym się po drugiej stronie kamiennej Golgoty Domu Pomocy Społecznej im. Sue Ryder. Na moje pytanie: „Dlaczego?”, odpowiedziała: „Nigdy nie zadawaj sobie tego pytania, bo nie znamy na nie odpowiedzi. Tak wybrał Pan Bóg” – mówi lekarka.

(Nie)ostatnie namaszczenie

Personel kałkowskiego hospicjum to zgrany i dobrze funkcjonujący zespół. Na dziennym dyżurze są zawsze trzy pielęgniarki i trzy opiekunki medyczne. Dwie pielęgniarki dyżurują nocą. Codziennie jest jeden albo dwóch lekarzy. Pracują też fizykoterapeuta, psycholog i kapelan. Hospicjum prowadzi również własną kuchnię. – Gdy 4 lata temu rozpoczynałem posługę kapelana w hospicjum, myślałem, że będę pomagał ludziom przechodzić na tamten świat, a tymczasem to oni uczą mnie, jak odchodzić. To dla mnie wielki dar – mówi ks. Marcin Kalbarczyk. Praca kapelana hospicjum to przede wszystkim obecność wśród chorych, rozmowy z nimi i przychodzenie z Najświętszym Sakramentem. – Niekiedy daję choremu tylko mały okruszek Komunii św., bo więcej nie jest w stanie przyjąć. Czasem jest to tylko Komunia duchowa – mówi kapelan. Także i w jego pracy są momenty trudne. Najczęściej wiążą się z pierwszą wizytą u chorego. Czasem słyszy: „Ja jeszcze żyję, proszę księdza!”. Jest szczególnie radosny, gdy ktoś po kilku dniach deklarowania, że nie życzy sobie księdza, przyjmuje sakramenty. Niejednokrotnie złe skojarzenia rodzi sprawa sakramentu chorych. Tak mocne zakorzenienie, że jest to „ostatnie namaszczenie”, sprawia, że pojawia się prawdziwy lęk przed jego przyjęciem. – Tymczasem jest to sakrament chorych, który można przyjmować wielokrotnie. A najlepiej na początku choroby, bo wtedy daje się Panu Bogu większe pole manewru. On wówczas nie musi robić cudów w sposób jawny, spektakularny, ale może działać bardziej subtelnie. Bo przecież teologia mówi, że łaska buduje na naturze – wyjaśnia ks. Kalbarczyk. – W mojej posłudze zawsze mogę liczyć na pomoc personelu. Oni podpowiadają mi, w jakim stanie jest chory i co mogę dla niego zrobić. Tradycją hospicjum są integracyjne ogniska i wyjazdy pracowników. – To również sposób na odstresowanie. Zapraszamy do udziału także naszego kapelana, bo nie wyobrażamy sobie naszego zakładu bez niego. Co więcej, ks. Marcin jest taką osobą, że swoim stoicyzmem potrafi często rozładować napiętą atmosferę. Stanowimy jeden zespół. My leczymy ciało, a on leczy ducha – podsumowuje M. Radłowska-Raban.•

Więcej niż doświadczenie cierpienia

ks. kan. Zbigniew Stanios, kustosz sanktuarium – Sanktuarium kojarzy się zazwyczaj z miejscem pielgrzymek. Tymczasem nasze sanktuarium w Kałkowie-Godowie czy sanktuarium w skarżyskiej Ostrej Bramie to także centra niosące realną pomoc potrzebującym. Przychodząc do Kałkowa- -Godowa, zastałem kilka takich instytucji związanych z sanktuarium. To m.in. Dom Pomocy Społecznej im. Sue Ryder, Warsztaty Terapii Zajęciowej i Hospicjum im. św. Ojca Pio. Każde z nich jest jakoś naznaczone cierpieniem, ale chyba hospicjum to dom szczególnego cierpienia. My prosimy tam przebywających, by swoje cierpienia ofiarowywali w intencji pielgrzymów, wśród których jest wielu chorych. W hospicjum jest także promyk radości, który płynie z tego, że chorzy otaczani są fachową opieką i miłością. Znajdują pomoc medyczną i duszpasterską. Oni tego potrzebują, bo to łagodzi cierpienie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.