Nowa ewangelizacja. Z czym się to je?

ks. Zbigniew Niemirski

Kilka myśli na kanwie rozpoczętego w Radomiu III Tygodnia Ewangelizacyjnego.

Nowa ewangelizacja. Z czym się to je?

Szukając definicji tego, czym jest nowa ewangelizacja, pytałem kilku kolegów, zanurzonych w badaniach teologicznych. Dali mi odpowiedź zawiłą i skomplikowaną, mądrą i zarazem abstrakcyjną, ale jakoś daleką od realnej codzienności. Zapewne prawdziwą, ale w jaki sposób zastosowalną w codzienności? I tutaj, niestety, nie znalazłem odpowiedzi.

Nie czuję się osobą daleką od wielu współczesnych podręczników teologii czy biblistyki. Czytałem je, mając niejednokrotnie wypieki na twarzy. Ale przecież obecny obok tych publikacji świat nie sięgnął do tych dywagacji, nie uczynił ich wyznacznikami. Co więcej, niejedna z przeczytanych przeze mnie książek wywarła wpływ na kształt teologii, ale miała się nijak do tego, czym żył i świat i nurt duszpasterski w Kościele.

Mogę wymieniać ciurkiem nazwiska wybitnych teologów, których czytałem i których podziwiałem, tak jak podziwiały ich wydziały teologii wielu uniwersytetów. A przecież niemal żaden z nich nie stał się inspiratorem odnowy Kościoła. Owszem, był jeden, wspierany przez niewielu, ale tego zduszono i stłamszono kłamliwą propagandą - ks. prof. Joseph Ratzinger, papież Benedykt XVI.

Z drugiej strony pojawili się ”apostołowie” i propagatorzy świata bez Boga. Ukradli nam i zawłaszczyli takie pojęcia, jak postęp, tolerancja, nowoczesność, a my im tego nie broniliśmy. I teraz tych terminów nie umiemy im odebrać, a przecież w ich imię oni są dziś prorokami bezdroży i ślepych uliczek wiodących donikąd, a my - pozbawieni tych pojęć - reprezentujemy w ich ocenie zacofanie, nietolerancję i wstecznictwo.

Czym więc w tym kontekście ma być owa nowa ewangelizacja? Patrzę i zdumiewam się zapałem luminarzy cywilizacji bez Boga i wbrew Bogu. Ileż u nich gorliwości i przekonania o misyjności. Zrobiłem jakiś czas temu prywatne zestawienie osób. Wiedziony ciekawością patrzyłem, ile mają lat i jak długo działają na polu walki z religią. A potem przeniosłem te obserwacje na nasze duszpasterskie wymiary. I stawiam prostą diagnozę i zarazem propozycję: Jeśli ci ludzie mają dziś 40-60 lat i więcej, i mają propozycje dla ludzi od siebie młodszych, i z takim zapałem walczą z religią, to my nie tyle poświęcajmy czas na walkę z nimi - bądźmy po prostu bardziej gorliwi, bardziej aktywni w głoszeniu Ewangelii, odzyskujmy ukradzione idee, a to będzie najskuteczniejszą nową ewangelizacją.