Był przede wszystkim dobrym człowiekiem

ks. Jacek Mizak, xzn

publikacja 14.07.2016 10:22

- Abp Zygmunt Zimowski był przede wszystkim dobrym człowiekiem - rozpoczyna swoje wspomnienie ks. prał. Jacek Mizak, w latach 2002-2009 osobisty sekretarz zmarłego, a obecnie wicerektor radomskiego Wyższego Seminarium Duchownego.

- Jest faktem, że nie szczędził siebie. Był jak świeca, która płonie i spala się jasnym płomieniem - mówi ks. Jacek Mizak o zmarłym abp. Zygmuncie Zimowskim - Jest faktem, że nie szczędził siebie. Był jak świeca, która płonie i spala się jasnym płomieniem - mówi ks. Jacek Mizak o zmarłym abp. Zygmuncie Zimowskim
ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość

Moje pierwsze spotkanie z Księdzem Arcybiskupem Zygmuntem Zimowskim miało miejsce w dniu jego przyjazdu do diecezji radomskiej, w kwietniu 2002 r. W Wielki Czwartek tego roku został z woli Ojca Świętego Jana Pawła II ogłoszony Biskupem Radomskim. Po tej nominacji w diecezji trwało oczekiwanie na przyjazd nowego biskupa do Radomia. Stawiano sobie pytania: "Jaki będzie ten nowy biskup ordynariusz? Czy podoła nałożonym przez papieża obowiązkom?". Niektórzy zastanawiali się, czy wieloletni pracownik Kurii Rzymskiej będzie potrafił odnaleźć się w nowej roli biskupa diecezjalnego. Czy nie będzie mu przeszkadzało to, że od 22 lat przebywa i pracuje poza Polską? Wkrótce miano się przekonać, że te wszystkie obawy były nieuzasadnione.

Ks. prał. Jacek Mizak   Ks. prał. Jacek Mizak
ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość
Okazało się, że nowy ordynariusz radomski jest człowiekiem doskonale zorientowanym w realiach Kościoła w Polsce, a do tego nietworzącym dystansu do własnej osoby, pogodnym, wrażliwym i bezpośrednim. Ja miałem już za sobą ponaddwuletnią współpracę ze śp. biskupem Janem Chrapkiem w charakterze sekretarza. Po jego tragicznej śmierci zastanawiałem się nad tym, jak będzie wyglądała moja przyszła praca dla naszej diecezji, czym będę się teraz zajmował. Pierwsza rozmowa z nowym Biskupem Radomskim rozwiała wszelkie wątpliwości, zaproponował, abym został także jego sekretarzem. 25 maja 2002 r. odbył się ingres Biskupa Zygmunta Zimowskiego do katedry radomskiej i od tego dnia rozpoczęła się moja posługa sekretarza. Pracy nie brakowało: wizytacje kanoniczne parafii, udział w Mszach św. połączonych z udzielaniem sakramentu bierzmowania, praca w kurii biskupiej, wielkość spotkań z kapłanami, osobami świeckimi i różnymi wspólnotami, wyjazdy zagraniczne połączone z wielością rozmaitych posług. To tylko niektóre z bardzo licznych zajęć, które podejmował Ksiądz Biskup.

Pragnę podkreślić, że tym, co mnie zawsze ujmowało w osobowości mojego nowego Przełożonego, była naturalna życzliwość, uśmiech, wielki szacunek oraz wyrozumiałość dla innych. Chociaż pracy było bardzo wiele, to jednak ona nie męczyła, ponieważ przebiegała zawsze w dobrej atmosferze. Spędzaliśmy długie godziny także w podróży, była to sposobność do ciekawych rozmów, czerpania z wielkiej mądrości Księdza Biskupa, jego doświadczenia Kościoła, ale także do radości i żartów. Wystarczy powiedzieć, że na przestrzeni naszej siedmioletniej współpracy nigdy nie doszło do żadnych nieporozumień, „nigdy się nie pokłóciliśmy” – jak to mawiał Biskup Zygmunt. Jest oczywiste, że nie wszystko udawało mi się zawsze wykonywać bezbłędnie, ale nigdy nie usłyszałem słów krytyki czy upomnienia. Świadczy to o wielkiej delikatności i wyrozumiałości Księdza Biskupa dla innych. Tego mogłem się uczyć każdego dnia od Pasterza Radomskiego.

Ta wielka wrażliwość na drugiego człowieka była również widoczna w podejściu Księdza Biskupa do osób znajdujących się w trudnej życiowej sytuacji. Zdarzało się – i to wcale nierzadko – że przychodzili do przyjmującego w kurii Księdza Biskupa ludzie proszący o materialne wsparcie. I mimo tego, że diecezja pomaga takim osobom poprzez „Caritas”, Biskup Zygmunt sięgał do swojego portfela i hojnie wspierał takie osoby. Mogło się zapewne zdarzyć, że czasem ktoś wykorzystywał tę dobroć, ale dla Księdza Biskupa nie miało to żadnego znaczenia. Spotykałem już później, po odejściu Księdza Biskupa do Rzymu, niektóre z tych osób i mogłem się przekonać, że nadal pamiętają o nim, są mu bardzo wdzięczne, a nawet wysyłają do Watykanu kartki z życzeniami świątecznymi. To, że Ksiądz Biskup wspierał tak chętnie ubogich, pokazuje także jego umiejętność dzielenia się swoimi dobrami z innymi. Widziałem to również w innych okolicznościach. Nie szczędził swoich funduszy, czy to na różne ważne inwestycje diecezjalne, kościelne, czy też obdarowując drugiego człowieka. Mogłem się na jego przykładzie wielokrotnie przekonać, że „większe szczęście jest w dawaniu, aniżeli w braniu”.

Osobami, które doświadczały wielkiego biskupiego serca byli również chorzy i cierpiący. Gdy w szpitalu znajdował się jakiś kapłan, Ksiądz Biskup starał się go odwiedzić, wesprzeć, podnieść na duchu modlitwą i pasterskim błogosławieństwem. Przy tej okazji rozmawiał także z innymi osobami chorymi znajdującymi się w tym szpitalu. Pytał o stan zdrowia, uścisnął, zażartował, aby choć trochę nadziei i radości przelać w serce swojego rozmówcy. Podobnie było każdego roku podczas obchodów Światowego Dnia Chorego, który przypada 11 lutego. Obecność w szpitalu, sprawowanie Mszy św. dla chorych i personelu, spotkania z pacjentami i służbą zdrowia na poszczególnych oddziałach, to był normalny porządek obchodów takiego dnia. Ksiądz Biskup cenił sobie także wspólną modlitwę z chorymi podczas wizytacji kanonicznych w parafiach naszej diecezji. Sprawował wówczas Msze św. dla nich, udzielał sakramentu namaszczenia chorych. Myślę, iż nie był to przypadek, że w przyszłości Ksiądz Biskup miał podjąć posługę Przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia.

Jest faktem, że nie szczędził siebie, był jak świeca, która płonie i spala się jasnym płomieniem. Wydawało się nam, jego współpracownikom, że ma niespożyte siły, czerstwe zdrowie, że jego kondycja fizyczna nigdy nie osłabnie. Podejmował ciągle nowe zadania, nowe wyzwania, które wymagały ogromu pracy. Jezus mówił: „Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie”. Myślę, że te słowa wziął sobie Biskup Zygmunt głęboko do serca. Gdy patrzyłem z bliska na jego życie, odnosiłem  wrażenie jakby się spieszył, jakby chciał zrobić jak najwięcej, wypełnić swój pobyt na ziemi dobrymi i trwałymi owocami. Dziś można powiedzieć, że dane mu było płonąć dość krótko jasnym światłem, przeżyć niezbyt długi czas na ziemi, ale za to dobrze go przeżyć i pięknie owocować. Owoce pracy i życia Biskupa Zygmunta trwają w naszej diecezji do dziś i pewnie trwać będą przez długie lata.

W swoim wywiadzie do „Naszego Dziennika” po nominacji na Przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służy Zdrowia Ksiądz Arcybiskup powiedział: „Towarzyszy mi poczucie spełnionego obowiązku powierzonego mi przez Ojca Świętego Jana Pawła II. Jestem wręcz szczęśliwy i dumny, że nominację biskupią przyjąłem z Jego ręki. Pragnąłem z całych moich sił i biskupiego serca realizować hasło mojego biskupiego posłania: »Non ministrari set ministrare«”. Jestem przekonany, że to zawołanie: „Nie przyszedłem, aby mi służono, lecz aby służyć” Arcybiskup Zygmunt realizował owocnie przez całe swoje życie, w którego części i ja mogłem uczestniczyć, za co jestem Panu Bogu i Dobremu Księdzu Arcybiskupowi, bardzo wdzięczny.