Radomski Popiełuszko

ks. Zbigniew Niemirski

|

Gość Radomski 34/2016

publikacja 18.08.2016 00:00

Obaj byli chłopskimi dziećmi wychowanymi w żywej religijnej tradycji, która nie pozwalała być obojętnym na ludzką krzywdę. Zapłacili za to życiem. 40 lat temu zmarł ks. Roman Kotlarz.

Krzyż z napisem na kamieniu ustawionym przy rondzie ks. Kotlarza w centrum Radomia Krzyż z napisem na kamieniu ustawionym przy rondzie ks. Kotlarza w centrum Radomia
ks. Zbigniew Niemirski

To było trzecie wieczorne najście. Trzej esbecy opuścili plebanię, czwarty odpalił silnik czarnej wołgi. Po chwili auto ugrzęzło w błocie. Wtedy z budynku z trudem wyszedł ksiądz i zaczął wołać o pomoc. Wściekły kierowca podbiegł do duchownego, wepchnął go do środka i uderzył tak mocno, że ten przeleciał nad wersalką. Ks. Kotlarz zmarł kilka dni później w szpitalu. „To był chłopak z desantu, wysoki. Jakby cię wziął za bety, toby cię podniósł do góry, głowę by ci urwało” – mówił radomskim licealistom Jacek Nowakowski, były milicjant. Ów „chłopak z desantu” nie żyje od około 20 lat. Mimo że przy wódce chwalił się kolegom: „Otłukłem mordę pewnemu klesze. Tamten się wykończył”, prokuratura umorzyła kolejne postępowanie w sprawie śmierci księdza. „Poczynione w sprawie ustalenia nie doprowadziły do ustalenia okoliczności śmierci ks. Kotlarza. Wersja esbecka jest bardzo prawdopodobna, ale brak jest możliwości ostatecznej weryfikacji” – brzmi orzeczenie prokuratury IPN.

Dostępne jest 11% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.