Rozruchy w Radomiu

ks. Zbigniew Niemirski ks. Zbigniew Niemirski

publikacja 29.10.2016 16:54

W centrum miasta uczniowie VI LO im. Jana Kochanowskiego przygotowali historyczną rekonstrukcję wydarzeń z jesieni 1945 r., pierwszego społecznego, ale zapomnianego protestu w komunistycznej Polsce.

Gdy prezydent był nieugięty, poleciały w jego stronę kamienie Gdy prezydent był nieugięty, poleciały w jego stronę kamienie
ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość

Pomysłodawcą rekonstrukcji „My chcemy światła!” był dr Adam Duszyk, nauczyciel historii w VI LO. - Prawie nikt już dziś nie pamięta, że pierwszy antykomunistyczny protest społeczny w Polsce Ludowej miał miejsce w Radomiu. Głównymi inicjatorami całego „zamieszania” byli uczniowie Gimnazjum im. Jana Kochanowskiego - Edward Tranda z bratem Zdzisławem oraz Halina Krauze z żeńskiej państwówki - mówi historyk.

Uczniowie-rekonstruktorzy z VI LO i I LO im. M. Kopernika spotkali się na placu Konstytucji przed kościołem garnizonowym ubrani w stroje z epoki. Wcielili się w role swoich koleżanek i kolegów, którzy 71 lat temu mieli dość przerw w dostawach prądu. - W związku z brakami w zaopatrzeniu typowymi dla czasów powojnia brakowało wszystkiego, także węgla, dostarczanego do radomskiej elektrowni. Było to przyczyną nieustannych przerw w dostawie energii elektrycznej zarówno do mieszkań prywatnych, jak i szkół. Jesienne noce zapadały szybko, a w przepełnionych szkołach zajęcia trwały do późnych godzin wieczornych. W związku z brakiem prądu popołudniowe lekcje w ogóle się nie odbywały. W domu także nie można było odrabiać lekcji. Po ciężkich latach okupacji wszyscy mieli już dość nauki przy świecach, lampach naftowych i karbidówkach - opowiadał A. Duszyk.

I wtedy zrodził się ów pomysł. Młodzież szkolna zaczęła wychodzić po zapadnięciu zmroku na ulice i manifestacyjnie uczyć się w świetle ulicznych latarni. A potem był ów dzień marszu pod elektrownię i potem przed dom Kazimierza Kiełczewskiego, prezydenta Radomia. Młodzi szli przez centrum, skandując: „My chcemy światła!”, „My chcemy się uczyć!”, „Gdzie jest śląski węgiel?”, „Najpierw nam, potem Moskwie!”. - Okna i balkony na trasie pochodu były pełne, ludzie bili brawo i pozdrawiali manifestantów - mówi nauczyciel historii.

Rozmowy z prezydentem, który wyszedł na balkon swojego mieszkania, nic nie dały. A gdy zatrzymano delegację, w stronę prezydenta poleciały kamienie. Delegację zwolniono, a uczniowie ruszyli w stronę elektrowni. - Na skrzyżowaniu Mickiewicza i Traugutta doszło do starć z milicją. Przewrócono gazik milicyjny. Na rogu Traugutta i Żeromskiego przy dzisiejszym Liceum Ogólnokształcącym im. Mikołaja Kopernika na demonstrującą młodzież czekał już oddział wojska. Wtedy część protestującej młodzieży została zatrzymana. Wśród nich był Edward Tranda, inicjator pochodu. Kiedy wojsko prowadziło aresztowanych w górę Żeromskiego do budynku Rejonowej Komendy Uzupełnień, uczniowie w akcie desperacji rzucili się na żołnierzy i oddzielili aresztowanych od konwojentów, zanim tamci zdążyli ich jeszcze wylegitymować. Wtedy eskorta zaczęła strzelać w powietrze. Również z balkonu RKU rozległy się strzały z pepeszy. Strzelano w górę na postrach i dopiero wtedy tłum rozszedł się do domów - opowiada A. Duszyk.

Ponieważ władze nie zdążyły wylegitymować demonstrantów, nie było dalszych represji, a co więcej dostawy energii elektrycznej zwiększono.