Straciła własne dziecko, świadomie adoptowała chore. Mówi, że Bóg, zabierając, daje, a kiedyś wytłumaczy sens.
Violetta Tomczyk (z lewej) i Elżbieta Stolarczyk przy figurze Maryi Matki Życia, stojącej przed kurią diecezji radomskiej.
ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość
Violetta Tomczyk zgłosiła się do naszej redakcji, bo – jak powiedziała – czuje się trochę wywołana do tablicy po przykrym wydarzeniu związanym z oknem życia w Radomiu. Przypomnijmy: w internecie rozpowszechnione zostało zdjęcie radomskiego okna z napisem: „Nie przyjmujemy dzieci z wadami genetycznymi!!! Brak chętnych na adopcję”. Gdy tymczasem widnieje tam napis: „Mamo, pozwól mi żyć!”.
Ogarnęło mnie oburzenie
– To było krzywdzące. Tak, czuję się skrzywdzonym rodzicem adopcyjnym chorego dziecka. Dziecka przyjętego z pełną świadomością nieuleczalnej i śmiertelnej choroby. Nie oczekuję żadnych słów uznania czy podziwu, nie po to zabieram głos. Czuję, że muszę powiedzieć głośno, iż dzieci niepełnosprawne też znajdują rodziców, i wcale nie z litości, bo choć są to bardzo trudne decyzje, mają solidny fundament – mówi V. Tomczyk.
Dostępne jest 8% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.