Tutaj się przedrzemię

ks. Zbigniew Niemirski ks. Zbigniew Niemirski

publikacja 29.05.2018 10:15

Bp Henryk Tomasik poświęcił w seminarium aulę dedykowaną misjonarzowi ks. Marcelemu Prawicy.

Doktor Lech Lipiec, przyjaciel zmarłego misjonarza, przekazał zrobione przez siebie jego ostatnie zdjęcie Doktor Lech Lipiec, przyjaciel zmarłego misjonarza, przekazał zrobione przez siebie jego ostatnie zdjęcie
ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość

Multimedialne wyposażenie, na ścianach zdjęcia z Afryki, a w gablocie mocno zużyty brewiarz oraz takiż słownik języka angielskiego i afrykańskiego memba, należące do ewangelizatora Afryki. Ks. prał. Marceli Prawica zmarł 17 września ubiegłego roku. 45 lat spędził w Zambii. W ostatnich latach wracał częściej do Polski, by ratować słabnące zdrowie. Wielką pomocą był dr Lech Lipiec, ordynator urologii w szpitalu w Końskich. - Ks. Marcelego poznałem ponad pół wieku temu, gdy był wikariuszem w parafii Szewna. Byłem wówczas małym chłopcem. Potem nasze drogi zeszły się w Końskich. Stąd wyjechał do Afryki. I tu wracał. Reperowaliśmy jego zdrowie, gdy przyjeżdżał do Polski. Wysyłaliśmy mu leki do Zambii. W naszym szpitalu w Końskich umierał. Bardzo nam go brakuje. Był nam po prostu ojcem, wzorem i autorytetem - mówi L. Lipiec.

"Bez fascynacji Ewangelią trudno być misjonarzem" - tak naszej redakcji w styczniu 2017 r. ks. Prawica wyjaśniał motywy swojego zaangażowania i swój kolejny powrót do Zambii. Właśnie ta fascynacja pozwoliła misjonarzowi tyle lat pracować w Afryce. Jego powrót do Radomia po 44 latach nie był filmowym "pożegnaniem z Afryką", lecz kolejnym rozdziałem, który z pewnością zostanie kiedyś zapełniony ewangeliczną treścią. Wylatując ostatni raz do Afryki, 78-letni kapłan powiedział: "Kto przyłoży rękę do pługa, niech wstecz się nie ogląda". Wrócił po niedługim czasie. Zdrowie poważnie podupadło. Zaczęło się odchodzenie do domu Ojca. - Ks. Marceli cierpiał, ale nigdy się nie skarżył - mówi L. Lipiec. Konecki lekarz jest również artystą fotografem. To on zrobił ostatnie zdjęcie ks. Marcelego modlącego się na brewiarzu. - Chciałem pokazać głębię ducha i wiary misjonarza. Właśnie ten brewiarz jest jedną z pamiątek, które znalazły się w gablocie - wyjaśnia.

Powroty do Polski wiązały się z pobytem w radomskim seminarium. Tu ks. Prawica miał mieszkanie. - Jesteśmy dumni, że mogliśmy wśród nas mieć tak wybitną postać. Nie tylko misjonarza, na którego parafii mieszkał kard. Adam Kozłowiecki, wielki ewangelizator Afryki, ale kapłana, od którego mogliśmy się uczyć i podziwiać niesłabnącą gorliwość - mówi ks. Jarosław Wojtkun, rektor WSD.

- Ks. Marceli na bieżąco śledził to, co dzieje się w Kościele. Niejeden raz debatowaliśmy o tym, czym żyje Kościół. Było tak, że nasza rozmowa kończyła się nie w nocy, ale przed świtem. I wtedy zdarzyło się, że powiedział: "Jest już tak późno. Nie ma po co wracać do mieszkania. Przedrzemię się tutaj u ciebie" - wspomina ks. prof. Marek Jagodziński, radomski dogmatyk, przyjaciel misjonarza.

Ks. Prawica urodził się 6 września 1939 r. w Warszawie. W 1963 r. przyjął święcenia kapłańskie w Sandomierzu z rąk bp. Jana Kantego Lorka. O misjach myślał od początku swojego kapłaństwa. Pracował jako wikariusz w Szewnie, Skarżysku-Kamiennej i Końskich. Gotowość pracy jako misjonarz zgłaszał bp. Piotrowi Gołębiowskiemu. Ale ten widział go jako studenta teologii moralnej i swojego następcę w roli wykładowcy w sandomierskim seminarium. - Prośbę o zgodę na wyjazd na misje bp Gołębiowski ocenił najpierw jako chwilowy impuls w życiu i duszpasterskim zapale młodego księdza. Ale gdy przekonał się, że to nie jakaś fanaberia, wyraził zgodę - mówi ks. Jagodziński.

Ks. Prawica w Zambii, w Chingombe, rozpoczął pracę misjonarską w 1972 r. Misję w 1914 r. założyli polscy jezuici. Gdy ją opuścili, przejął ją ks. Prawica. Chingombe w obecnym kształcie to po prostu dzieło ks. Marcelego. Ciekawym etapem życia tej wspólnoty były lata, gdy w Chingombe jako emeryt osiadł kard. Kozłowiecki, polski jezuita. Ten wielki misjonarz Afryki do końca życia (zmarł w 2007 r.) był rezydentem i swoistym wikariuszem ks. Prawicy.

W ostatnich latach ks. Marceli wracał do Polski dwukrotnie. Były to misjonarskie urlopy, ale poza tym konieczne wizyty dla podreperowania coraz gorszego stanu zdrowia. Za każdym razem zatrzymywał się w radomskim seminarium. "Czuję się tutaj jak w Afryce, czyli jak w domu. Gościnność, jedzenie, rozmowy, spotkania... Wszystko w atmosferze ogromnej życzliwości" - mówił ks. Prawica. Spośród grona pracowników i wykładowców radomskiego seminarium ks. Marcelemu najczęściej towarzyszył ks. Jagodziński. - Pierwszy raz spotkałem ks. Prawicę jako kleryk w Sandomierzu. Był wręcz jakimś guru i wtedy nie miałem odwagi, by do niego podejść i zamienić z nim choćby słowo. Potem spotkałem go w Końskich, gdzie byłem wikariuszem. On przyjeżdżał tam, bo właśnie stamtąd wyjechał na misje. Miał tam serdecznych przyjaciół - mówi ks. Jagodziński.

Podczas wizyty ks. Prawicy w Polsce przed trzema laty ks. Jagodziński zadbał o przygotowanie solidnego przebadania i leczenia misjonarza, które zakończyło się konieczną operacją by-passów.

Misjonarz zmarł w szpitalu w Końskich. Został pochowany na tamtejszym cmentarzu w grobowcu kapłanów.

Grobowiec kapłanów w Końskich. Tu został pochowany ks. Marceli Prawica   Grobowiec kapłanów w Końskich. Tu został pochowany ks. Marceli Prawica
ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość