Dotrę z intencją, którą niosę

ks. Zbigniew Niemirski ks. Zbigniew Niemirski

publikacja 08.08.2018 22:40

O pielgrzymowaniu mówią pątnicy z kolumn skarżyskiej i starachowickiej Pieszej Pielgrzymki Diecezji Radomskiej na Jasną Górę.

Pielgrzymi pamiętają i pozdrawiają tych, którzy zostali w domach i wspierają ich swoimi modlitwami Pielgrzymi pamiętają i pozdrawiają tych, którzy zostali w domach i wspierają ich swoimi modlitwami
ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość

W sumie to niemal 10 grup, które wędrują na Jasną Górę, a ze wszystkimi pątnikami diecezjalnej pielgrzymki spotkają się ostatniego dnia w Mstowie pod Częstochową. Ale to będzie dopiero w poniedziałek. Na razie mają za sobą pierwsze 3 dni. Atmosfera pielgrzymkowa już się wytworzyła. „Bracie”, „siostro” w zwracaniu się do innych stało się nawykiem. Łatwiej też o spieszenie z pomocą, bo tacy są pielgrzymi.

- Po raz 3. jestem kierownikiem kolumny starachowickiej. W dwóch grupach idzie około 150 pielgrzymów. To nieco mniej niż rok temu, ale nadal przybywają i zapisują się nowi. Myślę, że na Jasną Górę wejdzie około 200 pielgrzymów - mówi ks. Łukasz Dybus, wikariusz parafii pw. Wszystkich Świętych w Starachowicach, i zauważa, że o ile liczba wędrujących nieco zmalała, to nie brak chętnych do zaangażowania w służby pielgrzymkowe. - Mamy 10 pielęgniarek i dwóch lekarzy. Jedzie z nami karetka. Nie ma kłopotu z zabezpieczeniem bezpieczeństwa przez porządkowych i nie brakuje osób zaangażowanych w służbę muzyczną. Pielgrzymi chwalą sobie także tegoroczne rozważania o Duchu Świętym. Bywa, że na konferencję łączymy obie grupy i idziemy razem, naprawdę zasłuchani.

Maria Nowakowska jest lekarzem pediatrą w poradni dziecięcej w Wąchocku. - To moja 36. pielgrzymka. Gdy tegoroczny upał i związane z nim kłopoty porównam z poprzednimi latami, nie jest jakoś trudniej. Bąble, otarcia są typowe każdego roku. Ale przecież miałam kiedyś na trasie przypadek zawału serca i atak wyrostka robaczkowego. Udało się sprowadzić pomoc. A tu, na szlaku, jak i w latach poprzednich zalecamy: dużo płynów, przewiewne ubrania i koniecznie nakrycie głowy. Jeśli ktoś poczuje zawroty głowy czy jakieś zasłabnięcie, natychmiast należy zejść na pobocze i wezwać nas, a my fachowo zrobimy, co będzie konieczne - mówi.

Podobnie jak pani Maria, z Wąchocka idzie cysters o. Benedykt. - Wędruję drugi raz. Wcześniej dużo chodziłem po Europie. Dwa razy szedłem pieszo spod Łowicza, skąd pochodzę, do Fatimy. Szukałem drogi życia i w Fatimie spotkałem o. Rajmunda, cystersa z Wąchocka. To on podpowiedział mi, bym pojawił się na furcie klasztoru. Tak zrobiłem i jestem zakonnikiem. Teraz wędruję z Wąchocka, zachęcając naszych parafian, by poszli na Jasną Górę - mówi.

W skarżyskiej kolumnie wędruje najstarszy kapłan w radomskiej pielgrzymce - ks. prał. Jerzy Karbownik, kustosz i budowniczy sanktuarium MB Miłosierdzia, skarżyskiej Ostrej Bramy. - Mam 67 lat i już wcześniej myślałem, by zaprzestać. Ale gdy przychodzi czas pielgrzymki, coś ciągnie i nie daje spokoju. Idę gdzieś 35. raz, a zaczęło się 40 lat temu, gdy pracowałem na parafii w Bliżynie. Miałem 2 lata kapłaństwa i szliśmy z ks. Zdzisławem Domagałą, organizatorem radomskiej pielgrzymki. Potem, z małymi przerwami, chodziłem z Bliżynem, Ostrowcem i Sandomierzem, by wreszcie zacząć ze Skarżyskiem-Kamienną. To wyjątkowe dni, gdy jest się sam na sam z Panem Bogiem. Nieważne, jaki jest dzień tygodnia. Owszem, jako szef kolumny muszę zadbać o całość organizacji, ale pomaga mi w tym doświadczony sztab ludzi. Ostatecznie mogę powiedzieć, że mam trzy czwarte dnia na bycie sam na sam z Panem Bogiem, by móc modlić się w sprawach osobistych i tych, które zostały mi powierzone - opowiada.

- Idę drugi raz. Chciałam znów wziąć udział w pielgrzymce, bo urzekły mnie atmosfera i to, że można ofiarować trudy i modlitwy Matce Bożej, a przy tym spotkać fantastycznych ludzi - wyznaje Maja Gawęda z KSM w Szydłówku. Maja idzie w grupie z Suchedniowa, który ma mocną grupę Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży, ale nie zapomina o swoich bliskich: - Pozdrawiam rodziców i brata oraz moich przyjaciół i znajomych w Szydłowcu i Szydłówku - mówi.

Na końcu grup często idą kapłani. Dochodzą do nich pielgrzymi, by się wyspowiadać czy po prostu porozmawiać. - Niektórzy z nich, zamiast do księży, przychodzą do nas, sióstr zakonnych. To są ciekawe, ważne i głębokie rozmowy - mówi s. Małgorzata Galik ze Zgromadzenia Sióstr Służebnic Jezusa w Eucharystii, która pracuje we franciszkańskiej parafii w Skarżysku-Kamiennej. Siostra jest organistką, więc zagrała podczas Apelu Jasnogórskiego na noclegu w Końskich. - Podczas marszu trudno zagrać na klawiszach. Ale jest gitara i można po prostu śpiewać. Idę w tej pielgrzymce po raz pierwszy, ale chodziłam z praską pielgrzymką rodzin. Wróciłam na szlak po 25 latach - wyznaje.

Pątnicy chcą także rozmawiać z alumnami. - Nie rozgrzeszamy, bo nie mamy takiego prawa, zresztą nie tego oczekują ci, którzy chcą porozmawiać. Często mówimy o życiu i o wyborze drogi życiowej - zdradza dk. Damian Janiszewski z koneckiej parafii MB Nieustającej Pomocy. W koneckiej grupie Damianowi towarzyszy Adrian Żak, alumn II roku. - Idę pierwszy raz. Od dawna chciałem pójść, ale w mojej parafii w Niekłaniu trudno było zebrać grupę. Rok temu zgłosiły się dwie osoby - moja siostra i ja. W tym roku postanowiłem pójść w grupie z Końskich. Pomagamy w służbie liturgicznej, bo to jakoś nasza „specjalizacja”. Jest bardzo fajnie. Nie czuję zmęczenia, wiem, że jestem potrzebny i dotrę na Jasną Górę z intencją, z którą niosę - mówi.