Siłę biorę z kolan

Marta Deka

|

Gość Radomski 48/2018

publikacja 29.11.2018 00:00

Rok temu ks. Daniel Glibowski założył dzieło „Przyjaciele Bezdomnych”. Dziś aktywnie działa w nim 40 ochotników. Do tej pory udało im się wyciągnąć z ulicy 12 osób. Cały czas im towarzyszą, by tam nie powrócili.

Bezinteresownie niosą pomoc potrzebującym. Ksiądz Daniel i wolontariusze zapraszają do współpracy.  Bezinteresownie niosą pomoc potrzebującym. Ksiądz Daniel i wolontariusze zapraszają do współpracy. 
Marta Deka /Foto Gość

Wiesław dał nadzieję

W 2015 roku ks. Daniel miał ewangelizować na radomskich ulicach podczas Apelu Młodych. Przechodził, jeszcze bez stroju duchownego, obok jednego z marketów. Zobaczył siedzącego na murku bezdomnego Wiesława. – Przysiadłem się do niego, bo gdzieś w sercu usłyszałem, że będę do takich ludzi podchodził wieczorem w sutannie. Usiedliśmy, pomodliliśmy się. Powiedział, że śpi niedaleko w krzakach. Nie uwierzyłem mu – wspomina. Pana Wiesława ks. Daniel ponownie spotkał parę miesięcy później tuż obok krzaków, w których nocował. Było już dosyć mroźno. Ksiądz się przeraził. Zaczął szukać wsparcia w różnych instytucjach. Usłyszał, że bezdomny musi najpierw pójść na leczenie, ale ten nie chciał się zgodzić. Więc regularnie z wolontariuszką odwiedzali go przez ponad dwa lata na ulicy. Cały czas pytali, czy już chce się leczyć. Rozmawiali z nim, modlili się. Ale nie udało się nic zdziałać. Na początku 2018 roku zadzwonili do niego z Caritas z informacją, że pan Wiesław jest w szpitalu i potrzeba silnej modlitwy, żeby nie uciekł i chciał się leczyć. – Więc zaczęliśmy szturmować niebo i prosić innych o modlitwę za tego człowieka. W szpitalu pozostał osiem tygodni, później został umieszczony w domu pomocy społecznej i to jest pierwszy człowiek, którego udało nam się wyciągnąć z ulicy dzięki towarzyszeniu mu. Nie było łatwo, bo już pierwszego dnia uciekł i do tej pory uciekał trzy razy, ale zawsze go odnajdywaliśmy na ulicy i przyprowadzaliśmy do jego pokoju. Teraz już nie ucieka. Jest bardzo wdzięczny. Nawet zaprasza wolontariuszy w grudniu na swoje imieniny. Jest tym, który dał nam nadzieję, że możemy pomóc innym – przyznaje ks. Daniel.

Wiem, że nie zbawimy świata

Dzieło „Przyjaciele Bezdomnych” powstało 27 listopada 2017 roku, tydzień po I Światowym Dniu Ubogiego. Początkowo miało się nazywać „Zaadoptuj bezdomnego”, bo wolontariusze chcieli modlić się za te osoby. Po artykule w radomskim dodatku „Gościa Niedzielnego”, który ks. Zbigniew Niemirski zatytułował „Przyjaciele bezdomnego” i w którym opisywał właśnie historię pana Wiesława, ks. Glibowski zdecydował, że zostaną „Przyjaciółmi Bezdomnych”. – Potem spadła na nas lawina e-maili, przez 4 miesiące dostaliśmy ich 600. Ludzie pisali, że chcą się modlić za bezdomnych – wyjaśnia wikariusz. Początkowo wolontariusze nie mieli odwagi wyjść w teren. Ks. Daniel sam wsiadał na rower. Kilka razy w tygodniu był nocą u bezdomnych. Stopniowo dołączały do niego inne osoby. Powoli przełamywali bariery. Rozdawali zupę na Plantach, kawę i herbatę, tam, gdzie przebywają bezdomni. Wolontariuszy przybywało. Dziś aktywnie pracuje około 40 osób. Marta Pawelczyk od samego początku jest w dziele. – Jestem mamą czwórki dzieci, żoną. Pomyślałam, że skoro mam dużą rodzinę, zajmuję się domem, to jest we mnie miłość, którą potrafię się dzielić. Dzieci już trochę podrosły. Zapragnęłam czegoś więcej. Ksiądz zachęcał, by dołączyć do dzieła, a ja lubię wyzwania. Nawet nie przypuszczałam, że w tym wszystkim tak się spełnię i sprawi mi to taką wielką radość – mówi. W dziele pani Marta odpowiada za sekcję modlitewną, czyli zachęca osoby do modlitwy za bezdomnych.

Za jednego z nich modli się 7 osób, odmawiając każdego dnia dziesiątkę Różańca. – Tej duchowej adopcji bezdomnego może się podjąć każdy. Mamy zgłoszenia od dzieci, które pod nadzorem rodziców odmawiają modlitwę, modlą się całe rodziny, mamy zgłoszenia od wspólnot, od sióstr zakonnych – wylicza. By zmotywować do modlitwy, wolontariuszka na fanpage’u na Facebooku „Przyjaciele Bezdomnych” zamieszcza opowiadania. – Najpierw to były krótkie zachęty, które przerodziły się w krótkie opowiadania, potem w coraz dłuższe, aż zrobiła się z nich książka. Ludzie często nie wierzą w siłę modlitwy, w jej moc, a my, jako przyjaciele bezdomnych, uważamy, że modlitwa może zdziałać więcej niż pomoc na ulicy. To modlitwą trzeba rozbudzić coś w sercu tego człowieka, żeby on zapragnął zmiany. Bo u nas porządek jest taki: najpierw modlitwa rozbudzająca serce, potem stworzenie relacji i dopiero pomoc i prowadzenie bezdomnego dalej – tłumaczy. Katarzyna Cielecka dołączyła do wspólnoty, bo chciała zrobić coś dobrego. Ma syna i pragnie mu przekazać wartości, jakie wyniosła z rodzinnego domu – Chcę, żeby mój syn wiedział, że nie jest pępkiem świata, że gdzieś obok jest drugi człowiek, któremu czasem trzeba pomóc – wyjaśnia. Zachęca, by jak najwięcej osób stało się przyjaciółmi bezdomnych. – Chcielibyśmy, żeby nas, wolontariuszy, było więcej, bo nie jesteśmy w stanie wszystkim bezdomnym towarzyszyć. Ci ludzie są naprawdę poranieni. My chcemy z nimi być. Nie potrzeba wiele czasu. Wystarczy kilkanaście minut tygodniowo, a im to daje poczucie, że nie są sami. Wiem, że nie zbawimy świata, ale nawet jeśli pomożemy jednemu bezdomnemu, a w tym roku pomogliśmy 12, to warto działać – mówi.

Dostępne jest 6% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.