Szpital na radomskim Józefowie pracuje u kresu wytrzymałości

ks. Zbigniew Niemirski ks. Zbigniew Niemirski

publikacja 07.04.2020 09:56

Połowa pacjentów, czyli 80, ma stwierdzone zakażenie koronawirusem. Pozytywny wynik mają 102 osoby spośród personelu, 433 przebywa na zwolnieniach.

Łukasz Skrzeczyński ma nadzieję, że po relokacji pacjentów z koronawirusem, uda się przywrócić normalny tryb pracy szpitala. Łukasz Skrzeczyński ma nadzieję, że po relokacji pacjentów z koronawirusem, uda się przywrócić normalny tryb pracy szpitala.
ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość

Łukasz Skrzeczyński, wiceprezes Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego na radomskim Józefowie, podkreśla, że placówka pracuje u kresu wytrzymałości, fizycznej oraz psychicznej. - Szpital według planu strategicznego wojewody nie był dedykowany do zwalczania koronawirusa. Nie miał być szpitalem frontowym. Do tego typu działań były dedykowane: Radomski Szpital Specjalistyczny, szpital w Kozienicach i szpital MSWiA z Warszawie. Niestety, idąc tokiem rozumowania, że mamy dużo wolnych miejsc, doszło do relokacji pacjentów, a w efekcie do pojawienia się w naszej placówce osób zakażonych. Być może sytuacja zmieni się, bo w świetle nowych faktów, a tutaj przemianowania Radomskiego Szpitala Specjalistycznego w szpital jednoimienny, pojawia się szansa, że będziemy mogli zakażonych pacjentów relokować. W efekcie będziemy mogli podjąć działania czyszczące zakażone oddziały pod względem epidemiologicznym i przywrócić normalny tryb pracy szpitala, by zapewnić opiekę medyczną osobom, które mają pozostałe schorzenia wymagające hospitalizacji - mówi.

Wiceprezes szpitala jeszcze nie ma informacji, czy w związku z przemianowaniem Radomskiego Szpitala Specjalistycznego w szpital jednoimienny, gdzie są leczeni pacjenci zarażeni koronawirusem, dojdzie do relokacji pacjentów z innych oddziałów tej palcówki, oczywiście z wynikiem ujemnym, na Józefów. - To okaże się w najbliższym czasie. Mamy miejsca, choć personel jest bardzo zmęczony. A atmosfery pracy nie ułatwiają złośliwe pogłoski i niesprawiedliwe opinie - zauważa wicedyrektor. 

- Docierają do nas głosy, że karmimy chińskimi zupkami, że personel nie jest odpowiednio zabezpieczany, że zarząd odcina się od personelu i brakuje komunikacji, że zarząd sam się zabezpiecza, a innych nie. Tego rodzaju informacje są poczytne, ale nie mają odbicia w faktach. Te opinie na pewno bolą, ale nie chodzi tylko o ból. To szkodzi w pracy szpitala, wpływa na morale i psychikę. Biały personel jest obciążony ponad siły. To nie buduje komfortu psychicznego, by zostawać przy łóżkach chorych - podkreśla.

W szpitalu pracuje dwóch kapelanów. - Nasi duszpasterze nie chodzą po oddziałach, jak to było wcześniej. Są wzywani na życzenie pacjentów. Wtedy są ubierani w środki ochronny osobistej. To ma chronić chorych, personel i samych kapelanów. Nadal na parterze funkcjonuje kaplica. Zgodnie z przepisami może w niej przebywać do 5 osób. Korzysta z niej przede wszystkim personel, który może poruszać się po korytarzach szpitala - wyjaśnia Ł. Skrzeczyński.