Poszli ekstremalnie

ks. Zbigniew Niemirski ks. Zbigniew Niemirski

publikacja 05.06.2020 21:46

Z kościoła św. Wacława w Radomiu i z Jastrzębia koło Szydłowca - nie w Wielkim Poście, ale w 1 piątek czerwca - wyruszyła Ekstremalna Droga Krzyżowa.

Z powodu pandemii czekali na ten moment kilka długich tygodni. Poszli na szlak Ekstremalnej Drogi Krzyżowej w pierwszym możliwym terminie. Z powodu pandemii czekali na ten moment kilka długich tygodni. Poszli na szlak Ekstremalnej Drogi Krzyżowej w pierwszym możliwym terminie.
ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość

Za całość organizacyjną odpowiadali ks. Krzysztof Bochniak, koordynator Ekstremalnej Drogi Krzyżowej i wikariusz w parafii na radomskim Starym Mieście, oraz ks. Paweł Męcina, wikariusz w Jastrzębiu. Uczestników było o wiele mniej niż w ubiegłych latach, ale za to było więcej tras, bo aż cztery.

- Wiele osób pytało nas o przeżycie Ekstremalnej Drogi Krzyżowej. Zdecydowaliśmy się na to w pierwszym możliwym terminie, kiedy pozwalają na to warunki sanitarne. Owszem były osoby, które jeszcze w Wielkim Poście ruszyły trasami EDK zupełnie prywatnie i indywidualnie. Prosiły nas o błogosławieństwo na drogę, którego udzielaliśmy przy kościele - mówi ks. Bochniak.

- Idziemy po raz czwarty. Ciągnie nas tutaj Pan Bóg, ciągnie Matka Boża i ciągnie wyciszenie. Można wiele spraw przemyśleć i przemodlić, zaplanować kolejny rok. Szkoda, że nie wyszło w Wielkim Poście, ale myślimy, że i teraz przeżycie duchowe będzie podobnie duże - mówią Monika i Paweł, para przyjaciół z radomskiego Idalina. - Planowaliśmy pójść najdłuższą trasą, do Czarnej, ale moja żona, która ma po nas przyjechać, obawiała się, że nie da rady pewnie tam dojechać i nas odnaleźć. Wybraliśmy 53-kilometrową trasę do sanktuarium w Skarżysku-Kamiennej z łatwiejszym dojazdem z Radomia. Oczywiście towarzyszą nam prywatne intencje, ja zawsze niosę też intencje związane z obroną życia. No i poza tym mam dziś 40. urodziny - wyjaśnia Paweł. - Jesteśmy zaprawieni w takich przygodach biegowych, marszowych i turystycznych. Na najkrótszej trasie nie poczulibyśmy bólu, a o niego chodzi, by go połączyć z męką Chrystusa Pana - dodaje Monika.

Organizatorzy przygotowali cztery trasy: Żółtą (Jastrząb-Czarna; 38 km, patron św. Jan Chrzciciel), Czerwoną (Radom-Ostra Brama; 46 km, patron św. Wacław), Niebieską (Radom-Ostra Brama; 53 km, patron św. Kazimierz) i Białą (Radom-Czarna; 63 km, patron bł. Bolesław Strzelecki).

- Nie wiem, czy ktoś wybrał trasę Czarną, bo nie było zgłoszeń na listy. Ale wiem, że sporo osób wybrało trasę Niebieską. To 53 km i tę trasę wybrałem także ja. Idę piąty raz, a drugi jako organizator. To mnie wewnętrznie rozwija jako księdza, gdy widzę idących uczestników, gdy widzę ich wysiłek i modlitwę. Ekstremalna Droga Krzyżowa to "ekskluzywny" czas dla człowieka, który poświęca swoją ciszę, swoją energię na kontakt z Panem Bogiem i na budowanie relacji z Nim. Chodzi też o ekstremalne przeżycie wiary w swoim sercu przez jedną noc, gdy dochodzi się aż na skraj swoich sił fizycznych. Zawsze idę samotnie, a przez plecaku mam przewieszoną stułę. Tak było w poprzednich latach, że podchodzili uczestnicy, by skorzystać w czasie marszu z sakramentu pokuty i pojednania. W tym roku także przewiesiłem fioletową stułę przez plecak - mówi ks. Bochniak.

Obostrzenia sanitarne zmusiły organizatorów do rezygnacji ze Mszy św. na zakończenie wędrówki w sanktuariach, dokąd dochodzili uczestnicy. Ale odbyły się Msze św. w kościołach na radomskim Starym Mieście i w Jastrzębiu, sprawowane na rozpoczęcie wędrówki.

W Radomiu wędrowców żegnał ks. kan. Andrzej Tuszyński, proboszcz parafii św. Wacława. Na Mszy św., na której zgromadzili się wychodzący na EDK, parafianie modlili się za niego z okazji 27. rocznicy święceń kapłańskich. Delegacja parafian złożyła ks. Tuszyńskiemu okolicznościowe życzenia. A on żegnał wychodzących na nocny szlak EDK, wspominając własny udział w ubiegłym roku. - Zawsze jest tak, że na pielgrzymim szlaku przychodzi moment wyjątkowo trudny. Gdy szedłem w ubiegłym roku, a był to już 35. kilometr i byłem bardzo zmęczony i obolały, zadzwonił do mnie pracownik Arki i zaproponował, że może mnie zabrać, bo właśnie przyjechał po żonę i jest ode mnie dosłownie kilka minut drogi. Moment bardzo trudny. „Jedź z żoną do domu i nie kuś” - powiedziałem mu. Życzę wam, byście szczęśliwie doszli i pokonali wszelkie pokusy i trudności. To wasz wysiłek, wasz trud i wasze owoce. Nawet jeśli niektórzy nie doją, liczy się intencja. Niech Pan Bóg błogosławi! - powiedział ks. Tuszyński.