Radomscy klerycy oddali osocze

ks. Zbigniew Niemirski ks. Zbigniew Niemirski

publikacja 30.12.2020 13:39

Jako ozdrowieńcy po koronawirusie dzielą się darem, którego nie da się wyprodukować w żadnym laboratorium.

Z rektorem ks. Jarosławem Wojtkunem (z lewej) stoją od prawej alumni: Michał Łuszczyna, Filip Wincewicz, Kamil Stachuczy, Radosław Rojek i Artur Spasiński. Osocze oddał także Jacek Kumór. Z rektorem ks. Jarosławem Wojtkunem (z lewej) stoją od prawej alumni: Michał Łuszczyna, Filip Wincewicz, Kamil Stachuczy, Radosław Rojek i Artur Spasiński. Osocze oddał także Jacek Kumór.
ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość

 

Kilka tygodni temu radomskie seminarium stało się ogniskiem zarażeń koronawirusem. Po ustaniu epidemii klerycy, którzy przeszli COVID-19, zgłosili się, by oddać osocze.

- W większości wspólnota seminaryjna przeszła zarażenia bezobjawowo lub, jak ja, skąpo objawowo. Ale były przypadki cięższe. Jeden z braci alumnów znalazł się w szpitalu z niewydolnością oddechową. Po wyzdrowieniu zgłosiliśmy się, by oddać osocze - mówi Filip Wincewicz, alumn III roku.

- Do oddania osocza zgłosiło się nas więcej. Ale nie wszyscy zostali pozytywnie zakwalifikowani. Odpadli ci, którzy mieli jakieś przeszkody, np. przeszli wcześniej żółtaczkę, czy inną chorobę. Po stawieniu się w radomskim Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa, zostaliśmy poddani badaniu morfologicznemu. Wynik decydował o tym, czy możemy oddać osocze. Potem, dla zakwalifikowanych pozytywnie, przyszedł moment  oddania osocza. Bolesny był tylko moment wkłucia. Potem było zupełnie bezboleśnie. Proces oddawania osocza trwał około 45 minut. To coś wspaniałego, że mogliśmy pomóc chorym. Zdajemy sobie sprawę, że nasz dar pomoże zarażonym koronawirusem, którzy przechodzą chorobę w sposób ciężki, często w stanach zagrażających ich życiu. A jeśli nasze osocze kogoś uratuje, to po prostu sama radość, bo czy można się cieszyć czymś bardziej w dobie pandemii - mówi Michał Łuszczyna, alumn III roku.

- Od wielu lat nasze seminarium ma grupę klerków, którzy systematycznie oddają krew. Ja sam robię to od czasu, gdy ukończyłem 18. rok życia. Oddałem już około 10 litrów krwi. Traktuję to po prostu jako akt miłości bliźniego. Oddawanie osocza to coś nowego. Oddajemy je z taką samą intencją, jak oddawanie krwi - podkreśla Artur Spasiński, alumn V roku i dodaje: - "Więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu" - tak mówi Księga Dziejów Apostolskich. Oddawanie krwi czy osocza jest wewnętrzną radością, że komuś realnie się pomaga. Jest to również uczynek miłosierdzia względem drugiego człowieka, a jak mówi ks. Wojciech Waniek, proboszcz mojej rodzinnej parafii Groszowice, oddawanie krwi jest po prostu dzieleniem się kroplą miłości. W dobie koronawirusa oddawanie osocza, czy krwi jest niezwykle ważne. Moi bracia, klerycy, i ja, którym udało się oddać osocze w okresie świątecznym, to znak, że zrobili komuś prezent pod choinkę. To wyjątkowy prezent bożonarodzeniowy, który komuś uratuje życie i po prostu podzieli się sobą z innymi.