Sobótki w radomskim skansenie

Krystyna Piotrowska Krystyna Piotrowska

publikacja 27.06.2021 23:36

Muzeum Wsi Radomskiej zaprosiło na imprezę plenerową połączoną z wiciem wianków i poszukiwaniem kwiatu paproci.

 Nagrody za odnalezienie kwiatów paproci wręczała Ilona Jaroszek. Nagrody za odnalezienie kwiatów paproci wręczała Ilona Jaroszek.
Krystyna Piotrowska /Foto Gość

Była prezentacja SAMa, który został wybrany ulubieńcem zwiedzających. Ilona Jaroszek, dyrektor radomskiego skansenu, uroczyście nadała mu imię - Boryna. Imię zostało wybrane w plebiscycie podczas festynu "Dzień Dziecka".

Warsztaty wicia wianków prowadził zespół "Przystalanki" z Przystałowic Małych oraz pomagali pracownicy MWR.

Po miesiącach przerwy spowodowanej pandemią powróciła potańcówka "Pod Dębem", a grały kapele ludowe: Jana Wochniaka i Adama Tarnowskiego. Chętnych do tańca chwilami było tak dużo, że nie mieścili się "na dechach" i tańczyli na trawie.

Centralnym punktem wieczoru było widowisko obrzędowe "Sobótki" w wykonaniu zespołów folklorystycznych: "Mierziączka" pod kierownictwem Jadwigi Skoczylas i "Piątkowy Stok" pod kierownictwem Joanny Kornak.

Joanna Tęcza (z prawej) podczas plenerowego widowiska.   Joanna Tęcza (z prawej) podczas plenerowego widowiska.
Krystyna Piotrowska /Foto Gość

- Jeden zespól, bardzo młody, sprawował obrzędy związane z ogniem, wodą i wiankami. Starsze kobiety w ten dzień miały też zadanie. Polegało ono na zebraniu popiołu z ogniska, żeby posypać go na polach, w sadzie, na grządki z kapustą - żeby nie było liszek i innego robactwa. Ten popiół miał szczególną moc. Paliła się w ognisku bylica, mięta, dzika róża, różne zioła. Dlatego ten popiół był taki prawdziwy, świętojański. Młodzież bawiła się przy ogniu, palono zioła, a dziewczęta wiły wianuszki, później zanosiły je nad wodę i do niej rzucały. Mówiły do wianuszka różne zaklęcia, żeby płynął, a nie utonął, bo to wtedy źle wróżyło dziewczynie - bo nie wyjdzie za mąż, a może nawet się rozchorować, albo jeszcze gorzej. Chłopcy skradali się, łapali te wianuszki i często, gęsto przychodzili i pytali: "Czyj to wianek?". Każdy wianek był inny. Jeśli chłopiec odnalazł dziewczynę, której wianek złapał, to chciał od niej wykupne, czy całusa, czy odprowadzał ją do domu, czy może szukali w lesie kwiatu paproci. Trudno zgadnąć – śmieje się Joanna Tęcza, folklorystka. Pani Joanna służy pomocą, wiedzą i ogromnym doświadczeniem związanym z folklorem i ludową obrzędowością różnym zespołom ludowym. Jak mówi, nie chce, żeby te dawne zwyczaje zostały zapomniane.

Wianki popłynęły z nurtem rzeki Kosówki.   Wianki popłynęły z nurtem rzeki Kosówki.
Krystyna Piotrowska /Foto Gość

Widowisko zakończyło się puszczeniem wianków na rzeczce Kosówce, która przepływa przez skansen.

Podczas tej plenerowej imprezy nie mogło zabraknąć poszukiwania kwiatu paproci. Szczęśliwym jego znalazcom gratulowała dyrektor Ilona Jaroszek i wręczała upominki.