Jak do zarośniętych grobów…

ks. Zbigniew Niemirski ks. Zbigniew Niemirski

publikacja 09.08.2021 15:26

Dwaj radomscy księża wzięli udział Wołyńskim Rajdzie Motocyklowym.

Ks. Sławomir Molendowski (z lewej) i ks. Ireneusz Chmura już zapisali się na przyszłoroczną wyprawę. Ks. Sławomir Molendowski (z lewej) i ks. Ireneusz Chmura już zapisali się na przyszłoroczną wyprawę.
ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość

Opowiadają, że taki rajd to nie sama radość drogi, w sumie ponad 2 tys. km. To przystanki, spotkania z ludźmi i wizyty na cmentarzach z pracą fizyczną i modlitwą na koniec.

Rajd organizowany jest od 9 lat. W tym roku jechał pod hasłem: „Non omnis moriar... Nie wszystek umrę”. Uczestniczyło w nim dwóch księży z diecezji radomskiej Ireneusz Chmura, proboszcz parafii w Kaszowie koło Błotnicy, i ks. Sławomir Molendowski, pracownik Wydziału Katechetycznego radomskiej kurii i Wyższego Seminarium Duchownego. Jak podkreślali, jechali po pamięć, bo nadrzędnym celem uczestników rajdu jest dbanie o pamięć i propagowanie wiedzy historycznej o rzezi wołyńskiej, ale w taki sposób, aby pozostała w naszej świadomości i nie stała się powodem do nienawiści i uprzedzeń.

Na plebanii w Kaszowie wisi zdjęcie przedstawiające sudecki krajobraz. - To Igliczna, góra leżąca niedaleko Bystrzycy Kłodzkiej, i leżące blisko szczytu sanktuarium Matki Bożej Śnieżnej. Zdjęcie zrobiłem z podwórka dziadków - wyjaśnia ks. Ireneusz Chmura. Pochodzi z radomskiej parafii katedralnej, ale urodził się właśnie w Bystrzycy Kłodzkiej. Koło tego miasta leży wieś Wilkanów, gdzie mieszkali jego dziadkowie, a on spędzał tam wakacje.

Piotr i Michalina Samborscy, dziadkowie ks. Chmury, trafili tutaj z Wołynia. - Mieszkali w Susznie koło Radziechowa na północ od Lwowa. Latem 1943 roku, gdy zaczęły się mordy na Polakach w tamtejszym kościele zabito 7 rodzin. Wtedy dziadek podjął decyzję o ucieczce. Udało im się dotrzeć do Kańczugi leżącej na Podkarpaciu. Po wojnie zostali przesiedleni na tzw. ziemie odzyskane i tak znaleźli się w Wilkanowie - opowiada kapłan.

Ks. Sławomir Molendowski opowiada o duchowym wymiarze rajdu: - To jest ciekawe doświadczenie, bo nasza obecność, księży, nadaje głębszy wymiar duchowy temu rajdowi. Jadą tam różni ludzie. Niektórzy niewiele mają wspólnego z Kościołem. Z naszej strony jest świadectwo i modlitwa, są Msze św. Ale oprócz tego są długie rozmowy przy motocyklach, dyskusje na różne tematy. Naszym zadaniem, oprócz tego, co robili wszyscy uczestnicy, było duchowe towarzyszenie. Ważnymi chwilami były te, gdy po odwiedzeniu i oczyszczeniu polskiego cmentarza, prowadziliśmy przy grobach modlitwy. Nazwano nas kapelanami Wołyńskiego Rajdu Motocyklowego. Modliliśmy się nie tylko na polskich grobach. W niejednym miejscu towarzyszyli nam ukraińscy motocykliści. Byli bardzo życzliwi. Tak było na przykład w Równem i w Łucku. W Równem motocyklistą jest prawosławny ksiądz, kapelan wojska w Donbasie. Było tak, że oni modlili się z nami na naszych grobach, a potem my modliliśmy się z nimi przy ścianach ze zdjęciami młodych ludzi poległych w Donbasie. Tych zdjęć wciąż przybywa, bo wojna w Donbasie trwa - wspomina ks. Molendowski.

- Gdy sprzątaliśmy cmentarze, wyrywaliśmy chaszcze, cięliśmy odrosty badyli, zrodziło mi się w głowie takie porównanie: Do historii i prawdy o tych faktach, trzeba się tak dokopywać, jak do tych zarośniętych grobów - mówi ks. Chmura.


Więcej w wydaniu papierowym "Gościa Radomskiego AVE" nr 32 na 15 sierpnia.