Styczeń 1945 roku w regionie opoczyńskim

ks. Zbigniew Niemirski ks. Zbigniew Niemirski

publikacja 17.01.2022 22:55

O końcu okupacji niemieckiej i początku nowej, sowieckiej, opowiada Wiktor Pietrzyk z Muzeum Regionalnego w Opocznie.

Niemieckie pojazdy rozbite w wyniku ofensywy wzdłuż linii Przysucha-Opoczno. Niemieckie pojazdy rozbite w wyniku ofensywy wzdłuż linii Przysucha-Opoczno.
Muzeum Regionalne w Opocznie

Historyk rozpoczyna swoje rozważania od 12 i 14 stycznia 1945 roku. - W tych dniach z trzech radzieckich przyczółków na Wiśle ruszyła wielka ofensywa Armii Czerwonej. To właśnie w jej wyniku zakończyła się okupacja niemiecka w regionie opoczyńskim. Wydarzenia te często bywają nazywane wyzwoleniem, ale dziś doskonale wiemy, że tak upragnionej wolności nam nie przyniosły. Rok 1945 oznaczał jedynie zamianę okupanta niemieckiego na sowieckiego. Styczeń przyniósł jednak finalne zakończenie regularnych działań wojennych w naszym regionie - mówi W. Pietrzyk.

Opoczyńskie znalazło się między dwoma potężnymi frontami: na północy z 1. Frontem Białoruskim, gdzie dowodził Gieorgij Żukow, oraz 1. Frontem Ukraińskim na południu, gdzie dowodził Iwan Koniew. - Opoczyńskie znalazło się dokładnie na pograniczu tych dwóch związków operacyjnych. Granica biegnąca mniej więcej wzdłuż tzw. szosy piotrkowskiej (obecna droga krajowa nr 12) była jednak stosunkowo płynna. Stąd poszczególne miejscowości naszego regionu wyzwalane były spod okupacji niemieckiej przez oddziały obydwu tych radzieckich frontów. Siły radzieckich frontów były wówczas imponujące i liczyły łącznie ponad 2 mln żołnierzy. Po stronie przeciwnej znajdowały się zaś dwie armie niemieckiego Wehrmachtu, które dysponowały armią, licząca jedynie 400 żołnierzy - opowiada historyk.   

Linia rozgraniczająca obie niemieckie armie przebiegała przez region opoczyński, praktycznie pokrywając się z linią rozgraniczenia dwóch radzieckich frontów.

- Wobec bardzo dużej przewagi Rosjan, działania bojowe sprowadziły się do wielkiego odwrotu armii niemieckiej na zachód. Już pierwsze dni ofensywy pokazały, że żołnierze Wehrmachtu, osłabieni i często pozbawieni woli walki, chcieli jak najszybciej i przy jak najmniejszych stratach wycofać się na zachód. Głównym celem było oczywiście dotarcie do granic Rzeszy. W pierwszej kolejności zaś Niemcy zamierzali osiągnąć ufortyfikowaną rubież rzeki Pilicy, nazwaną przez nich A2 Stellung. Lokalnie zmierzali zaś w kierunku przepraw na Pilicy, znajdujących się między innymi na odcinku od Sulejowa do Tomaszowa Mazowieckiego - wyjaśnia.

W takim układzie Opoczno i okolice stały się miejscem bardzo szczególnym, w którym spotykały się masy uciekających z północy i południa jednostek Wehrmachtu. - Często tworzyły wówczas improwizowane grupy bojowe oraz tzw. „wędrujące kotły”, w których wspólnie żołnierze Wehrmachtu wycofywali się na zachód. Ofensywa sowiecka posuwała się w niezwykle szybkim tempie. Czołówki pancerne Armii Czerwonej już 16 stycznia 1945 r. stanęły u granic przedwojennego powiatu opoczyńskiego. To rejon Przysuchy i Klwowa. Do Opoczna Armia Czerwona dotarła 17 stycznia 1945 r. W godzinach popołudniowych do miasta wkroczyły oddziały 9. i 11. Korpusu Pancernego ze składu 1. Frontu Białoruskiego. Na podstawie zachowanych raportów wiemy, że jako jedni z pierwszych do miasta weszli żołnierze 95. Brygady Pancernej oraz 36. Brygady Pancernej. Tego samego dnia przez Opoczno przeszły również między innymi oddziały 7. Korpusu Kawalerii Gwardii, oczyszczając miasto ze stale napływających mniejszych bądź większych grup nieprzyjaciela. Sytuacja taka miała miejsce jeszcze przez kilka kolejnych styczniowych dni - mówi W. Pietrzyk.

Zdaniem historyka 17 stycznia, gdy zakończyła się niemiecka okupacja Warszawy, jako dzień zakończenia niemieckiej dominacji w Opocznie można traktować jedynie w sposób umowny i symboliczny. - W rzeczywistości wyzwolenie spod okupacji niemieckiej było procesem trwającym nie jeden, lecz kilka kolejnych dni. Niektóre z miejscowości w wyniku zaciętych walk przechodziły w tym okresie kilkakrotnie z rąk do rąk. Raz zajmowane przez żołnierzy Armii Czerwonej, po krótkim czasie znów odbijane były przez wycofujące się na zachód jednostki Wehrmachtu. Przykładem może być tutaj Białaczów czy Paradyż, ale również i Opoczno, które 20 stycznia ponownie stało się areną walk radziecko-niemieckich - przekonuje W. Pietrzyk.

W czasie styczniowych walk na ziemi opoczyńskiej wojska niemieckie poniosły ogromne straty w ludziach i sprzęcie. Według obecnego stanu badań, w ciągu zaledwie kilku dni na terenie obecnego powiatu opoczyńskiego poległo około 5 tysięcy żołnierzy Wehrmachtu. Straty Armii Czerwonej, poniesione w styczniu 1945 r. w rejonie Opoczna, były wielokrotnie mniejsze. Na podstawie ekshumacji przeprowadzonych w latach 1947-50 i 1967-68, można je szacować na około 500 żołnierzy.

- Ogromne straty ponieśli także mieszkańcy regionu opoczyńskiego. Wiele miejscowości zostało częściowo, bądź nawet całkowicie zniszczonych w wyniku działań wojennych. Nie brakowało ofiar śmiertelnych wśród ludności cywilnej. Wydarzenia stycznia 1945 r. niosły za sobą rabunki, gwałty i zniszczenia zadawane zarówno przez wycofujący się Wehrmacht jaki i wkraczające oddziały Armii Czerwonej. Po zakończeniu działań wojennych dla miejscowych rozpoczął się gorączkowy okres odbudowy i zabezpieczania ocalałego dobytku, uprzątania pobojowisk, a przede wszystkim organizowania pochówków tysięcy poległych żołnierzy obydwu armii. Żołnierzy Wehrmachtu chowano pośpiesznie, organizując bezimienne, najczęściej zbiorowe mogiły na obrzeżach wsi lub w lasach. Czerwonoarmistów grzebano z honorami w eksponowanych miejscach, w późniejszym okresie przenosząc ciała na zbiorowy cmentarz żołnierzy radzieckich w Opocznie. Rozpoczynało się organizowanie nowego życia. Bezprecedensowe i brutalne zachowanie sowietów powodowało, że Polacy z dużym niepokojem patrzyli w nadchodzącą, powojenną już przyszłość. Najbliższe miesiące i lata niestety tylko potwierdziły te obawy. Rozpoczął się okres kolejnego zniewolenia, nie bez powodu nazywanego przez historyków kolejną okupacją, tym razem sowiecką - podsumowuje W. Pietrzyk.