Lepiej jest zrobić coś niż nic. 80. rocznica śmierci ks. Jana Wiśniewskiego, regionalisty i historyka

ks. Zbigniew Niemirski ks. Zbigniew Niemirski

publikacja 09.05.2023 22:08

Tym "czymś" z życia proboszcza z Borkowic można obdarzyć kilka życiorysów.

Agnieszka Zarychta-Wójcicka przy portrecie ks. Jana Wiśniewskiego. Agnieszka Zarychta-Wójcicka przy portrecie ks. Jana Wiśniewskiego.
ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość

Z racji 80. rocznicy śmierci ks. Wiśniewskiego postanowiło go upamiętnić Muzeum im. Oskara Kolberga w Przysusze. Placówka przygotowała wystawę pt. "Jan Wiśniewski - Proboszcz z Borkowic". Można ją oglądać do 27 sierpnia. Jej kuratorem jest Agnieszka Zarychta-Wójcicka.

Kapłan został pochowany w Borkowicach. W tej parafii, gdzie był proboszczem przez 30 lat, jak sam pisał: "w dalekiej od uczonego świata placówce", ukończył swe dzieło "Dekanaty" - liczące 15 tomów monografie parafii terenu dzisiejszych diecezji: sandomierskiej, radomskiej, kieleckiej, sosnowieckiej i archidiecezji częstochowskiej. Idąc na borkowickie probostwo w 1913 roku, pasją zbieracza i historyka regionalisty, zgromadził i przekazał zbiór pamiątek, który mocno wsparł Muzeum Diecezjalne w Sandomierzu i zapoczątkował Muzeum im. Jacka Malczewskiego w Radomiu.

Urodził się 3 maja 1876 roku w Krępie, wiosce i parafii leżącej między Iłżą a Lipskiem. Jego matka Michalina zmarła, gdy miał trzy lata, ojciec Aleksander - kolejne trzy lata później. Janka wychowywała babka Scholastyka Malecka. Z Krępy przenieśli się do Radomia, gdzie przyszły kapłan uczył się w miejscowych szkołach. Po ukończeniu męskiego gimnazjum, wstąpił do seminarium w Sandomierzu.

- Zafascynowały go tam opasłe tomy miejscowej biblioteki. Lubił siadać na uboczu i przeglądać te księgi. Przy okazji sam zaraził się pasją bibliofila. Przez całe życie gromadził książki. Obok tego pojawiła się pasja zbieracza wszelkich pamiątek. Wtedy także zaczął pisać - mówi A. Zarychta-Wójcicka.

Po święceniach kapłańskich, które przyjął w 1899 roku, był wikariuszem w Kozienicach, Cerekwi, Ćmielowie i Stromcu. Ze Stromca przeniósł się do Radomia, gdy został mianowany prefektem szkół żeńskich. To w tym okresie odbył pielgrzymkę do Ziemi Świętej, a w jego relacji "Pamiętnik podróży do Ziemi Świętej" wydanej w 1908 roku władze carskie dopatrzyły się "nieprawomyślności politycznej". Zaborcy mieli już kapłana na celowniku wcześniej, bo gdy w 1907 roku opublikował "Wiersze" ocenili, że pełno tam dowodów wrogości do caratu. Gubernator radomski stwierdził w raporcie, że wiersze "mają na celu podsuwać wrogie ustosunkowanie narodu polskiego wobec rosyjskiego panowania".

I trudno się nie dziwić, że gdy w 1912 roku bp Marian Ryx, ordynariusz sandomierski, przedstawił władzom carskim - bo takie prawo obowiązywało od upadku powstania styczniowego - kandydata na probostwo w Wysokiej, te zdecydowanie nie zgodziły się na ks. Wiśniewskiego.

- Ostatecznie dzięki Marii Dembińskiej Czetwertyńskiej, dziedziczce Borkowic, udało się uzyskać zgodę dla ks. Wiśniewskiego na objęcie probostwa w Borkowicach. Postarał się o to u władz carskich hrabia Henryk Dembiński, właściciel majątku w Przysusze, mąż Marii. Był on bowiem posłem do dumy rosyjskiej - mówi kurator wystawy.

Ks. Jan Wiśniewski objął placówkę w grudniu 1913 roku. Borkowice były małą parafią, prawie bez miejsca do zamieszkania dla proboszcza. Nowy duszpasterz postanowił wtedy swoje pokaźne zbiory przekazać w kilka miejsc. Otrzymała je między innymi Biblioteka Jagiellońska, biblioteka Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzu oraz Towarzystwo Krajoznawcze w Radomiu. W przypadku tego ostatniego ofiarodawca zastrzegł, że jeśli przez rok nie zostanie zorganizowane coś na kształt rodzącego się muzeum, zbiory mają do niego wrócić. Te eksponaty stały się podstawą powstania muzeum noszącego obecnie imię Jacka Malczewskiego, które w tym roku przeżywa 100-lecie działalności, powołując się na ks. Wiśniewskiego, jako swego inicjatora.

Gdy w 1907 roku opublikował swój pierwszy tom "Dekanatów", a był to dekanat opatowski, spotkał się z krytyką profesjonalnych historyków, którzy zarzucali mu braki warsztatu naukowego. "Mamy tu raczej surowy niemal materiał, z grubsza tylko obrobiony. Ale właśnie ten materiał  zebrany z ogromnym nakładem pracy i wydany przeważnie po raz pierwszy, stanowi głównie o wartości naukowej dzieła" - napisał w fachowej recenzji "Dekanatów" Mieczysław Niwiński, krakowski historyk i archiwista.

Ks. Wiśniewski na tę i inne oceny jego działalności w tym obszarze napisał artykuł w "Kronice Diecezji Sandomierskiej". "Nie jest moim zadaniem pisać apologie mej pracy, bo skoro jest pracą pożyteczną, już sama za siebie mówi i apologii nie potrzebuje" - napisał, a kilka lat potem, także w "Kronice Diecezji Sandomierskiej" wyznał, że prowadzi działalność piśmienniczą "poza pracą parafialną, w dalekiej od świata uczonego placówce. Nie są to prace doskonałe, bo trudno w tych warunkach porozumiewać się ze światem naukowym i bibliotekami. Sądzę jednak, że lepiej jest zrobić coś, niż nic, przekazując przyszłości to, co godne, niż wszelkie mosty spalić za sobą".

Gdy przyszła okupacja niemiecka podczas II wojny światowej wielokrotnie był wzywany na przesłuchania. To mocno nadwątliło jego zdrowie. Doznał wylewu, co przyspieszyło jego śmierć 7 czerwca 1943 roku.


Więcej w wydaniu papierowym "Gościa Radomskiego AVE" nr 19 na 14 maja.