Opiekun nas prowadzi

Marta Deka

|

Gość Radomski 13/2024

publikacja 28.03.2024 00:00

– Pewnego dnia zrozumiałem, że pokonujemy wszelkie przeciwności, bo parafia ma wyjątkowego patrona św. Andrzeja Bobolę. On czuwa nad nią i nią się opiekuje – mówi ks. Krzysztof Korcz.

W Wielką Sobotę kapłan święci przyniesione do świątyni pokarmy.  W Wielką Sobotę kapłan święci przyniesione do świątyni pokarmy. 
Archiwum parafii

Ksiądz Krzysztof jest kapłanem diecezji radomskiej. Pochodzi z parafii św. Bartłomieja we Wsoli. Święcenia kapłańskie przyjął w 1994 roku. Był wikariuszem w kilku parafiach. Od 22 lat pracuje w diecezji Worcester w Stanach Zjednoczonych, od 10 lat jest proboszczem parafii pw. św. Andrzeja Boboli w Dudley w stanie Massachusetts.

Mniej wiernych

Dudley to niewielkie miasteczko liczące około 11 tys. mieszkańców. Ma ponad 300-letnią historię, w której swój udział mają też polscy emigranci i ich potomkowie. W odpowiedzi na prośby Polonii w latach 50. rozpoczęto starania o budowę kościoła, w którym sprawowane byłyby Msze św. w języku polskim. W 1954 roku wybudowano kościół, który początkowo funkcjonował jako misja, 9 lat później została ustanowiona parafia pw. św. Andrzeja Boboli. Kościół wkrótce zostanie ogłoszony sanktuarium.

Jest to parafia polsko-amerykańska, która została utworzona z macierzystej parafii św. Józefa w Webster. – Zaraz po powstaniu styczniowym przybyli pierwsi emigranci z Polski, którzy zbudowali kościół w Webster. Potem powstała szkoła katolicka. Parafia bardzo prężnie się rozwijała. Przybywało coraz więcej emigrantów, szczególnie po II wojnie światowej, dlatego proboszcz ks. prał. Andrzej Lekarczyk postanowił wybudować nowy kościół w miejscowości Dudley oddalonej od Webster o 2 km. Budowę ukończono w 1954 roku. Parafia otrzymała za patrona św. Andrzeja Bobolę. Jest pierwszą w Stanach Zjednoczonych i jedyną posiadającą relikwie patrona Polski – mówi ks. Korcz.

Przez pewien czas była ona parafią misyjną. Księża dojeżdżali odprawiać Mszę św. W 1963 roku otrzymała status parafii niezależnej. – Obecnie przeżywa ona kryzys, ponieważ brakuje nowej emigracji. W latach 60. było około 1000 rodzin, teraz zostało ich tylko 120. Zauważyłem też, że z każdym rokiem maleje liczba wiernych uczestniczących we Mszy św. niedzielnej. Mam świadomość, że wiele parafii zamknięto z powodu długów. Nie mieli z czego płacić rachunków. Moja parafia przetrwała, bo udawało nam się pokonywać przeciwności w trudny do wytłumaczenia po ludzku sposób – przyznaje ks. Krzysztof.

By zaoszczędzić, ponieważ trudno mu było nawet opłacić rachunki, kapłan zmuszony był zwolnić sekretarkę i kościelnego. Wszystko robił sam. W czasie pandemii wraz z grupą wolontariuszy gotowali polskie obiady i sprzedawali je, by wesprzeć budżet parafialny. Przygotowywali około 300 obiadów. Przynosiło to dość spore dochody. Jednak po pewnym czasie ks. Korcz zrozumiał, że nie można tak dalej prowadzić parafii.

Kapłan podjął decyzję, że poprosi bp. Roberta McManusa o połączenie jego parafii z macierzystą. Był już umówiony na spotkanie. Przygotował się do niego. Chciał przedstawić trudności, jakie przeżywa jego parafia. Jednak dzień przed terminem spotkanie zostało odwołane i przesunięte na następny miesiąc. Potem ks. Korcz zrozumiał, że taka była wola Boża.

Telefon z Chicago

Pewnego dnia do proboszcza w Dudley zadzwonił jakiś człowiek z Chicago i poprosił o Mszę św. dziękczynną za żonę, która w wyniku choroby przestała mówić i chodzić. Opowiedział mu, że jeszcze przed chorobą podczas spaceru nad jeziorem znaleźli obrazek z wizerunkiem św. Andrzeja Boboli. Przynieśli go do domu, był mokry, wysuszyli go. Kiedy żona zachorowała, mąż z rodziną modlili się do św. Andrzeja Boboli o łaskę uzdrowienia i kobieta odzyskała zdrowie. Mężczyzna opowiedział też, że miał sen, aby zamówił intencję mszalną w kościele pw. św. Andrzeja Boboli w USA. W internecie znalazł parafię w Dudley.

– Wtedy zacząłem się zastanawiać, co ten telefon ma dla mnie znaczyć. Szukałem wiadomości o św. Andrzeju, bo dotychczas, choć byłem w parafii, której patronował, niewiele o nim wiedziałem, nie szerzono też jego kultu w mojej parafii. I to zainteresowanie pozwoliło mi odkryć, jakim jest on wielkim świętym. Szczególnie wiele treści wniosły świadectwa ks. Józefa Niżnika, kustosza sanktuarium w Strachocinie, gdzie urodził się Andrzej Bobola. Zrozumiałem, że ten święty wzywa mnie i moich parafian do modlitwy, do szerzenia kultu, a on uratuje nasz kościół. Codziennie odmawiałem Litanię do św. Andrzeja po Komunii Świętej – wspomina ks. Korcz.

Po dwóch tygodniach od rozpoczęcia modlitwy do kapłana zadzwonił prawnik z informacją, że zmarła parafianka, która zostawiła w spadku sporą sumę pieniędzy dla parafii. – Dla mnie był to znak od Andrzeja Boboli, który potwierdził to, żebym nie martwił się teraz o sprawy materialne, a zajął się wspólnotą, a on posłuży się dobrocią ludzi, by uratować kościół – mówi ks. Korcz.

Podczas remontu plebanii trzeba było wymienić wszystkie okna. Znalazła się parafianka, która przekazała na ten cel czek. Wymiana ogrzewania kosztowała około 40 tys. dolarów. Młody Polak ofiarował na to pieniądze. Powiedział, że jest to dar dla parafii, bo chce podziękować Panu Bogu za uratowanie życia. Spadł z dachu. Był sześć miesięcy nieprzytomny.

Księdzu zaczęło pomagać wielu ludzi, bo widzieli, że liczba parafian maleje, a żeby przetrwać, trzeba współpracować.

Opatrznościowe znaki

Na modlitwie kapłan rozeznał, że św. Andrzej Bobola chce mieć tutaj swoje sanktuarium. – Jeżeli Matka Boża Częstochowska ma sanktuarium w Doylestown, Jezus Miłosierny Stockbridge, to św. Andrzej Bobola chce mieć sanktuarium w Dudley. Pragnie tego, bo jest tu obecny w znaku relikwii, aby pomagać Polonii zachować tożsamość katolicką, jednoczyć rozbite rodziny, szukać zagubionych i wypraszać łaski tym, którzy będą się do niego zwracać o pomoc – mówi ks. Korcz.

Podczas spotkania z biskupem ks. Korcz powiedział, że skoro ta parafia przetrwała pomimo trudności, nie ma długów, stan konta oszczędnościowego wzrósł dziesięciokrotnie, to dla niego są to znaki Bożej Opatrzności, którą wyprasza dla parafii św. Andrzej Bobola, jej patron. – Powiedziałem, że w moim przekonaniu św. Andrzej pragnie mieć tutaj, na ziemi amerykańskiej, swoje sanktuarium, aby pomagać Polonii, przecież żyje tu 10 milionów Polaków, a jego relikwie znajdują się w tej parafii. On jako patron jedności być może chce wypraszać łaski nie tylko dla Polaków, ale dla wszystkich chrześcijan tutaj żyjących. Po wysłuchaniu tego, ksiądz biskup powiedział: „Błogosławię cię na to dzieło. Proszę, przygotuj nowennę w maju 2024 roku, rozwijaj kult i zobaczymy, jaka będzie wola Boża” – wspomina.

Po spotkaniu z biskupem ks. Korcz od razu zaczął działać. Mobilizował ludzi do szerzenia kultu i modlitwy do św. Andrzeja, aby dał im znaki, co mają czynić, żeby ustanowić jego sanktuarium na ziemi amerykańskiej. Postanowił, że część pieniędzy, które parafia otrzymała w spadku po zmarłej parafiance, przeznaczą na remont sali parafialnej, którą po odnowieniu dedykują jej pamięci. – Remont był okazją, żeby zobaczyć, jak św. Andrzej Bobola używa ludzi, by szerzyli dobro. Panowie, którzy mieli wykonać sufit podwieszany, powiedzieli, że chcą tę pracę ofiarować jako dar dla nowego sanktuarium. Miałem tylko zakupić materiały. Zacząłem szukać kogoś, kto zrobi podłogę, pomaluje ściany. Znalazłem firmę. Przyjechał młody człowiek, żeby dać mi wycenę projektu. Po dwóch dniach zadzwonił i powiedział, że zrobią to jako dar dla przyszłego sanktuarium. Widzimy, jak św. Andrzej używa ludzi, żeby pomagać temu miejscu – mówi ks. Korcz.

Kapłan udał się do sanktuariów św. Andrzeja Boboli w Warszawie i Strachocinie. W kwietniu przyjedzie do Dudley ks. Józef Niżnik, żeby szerzyć kult św. Andrzeja Boboli. Spotka się z parafianami ks. Korcza i Polonią. Poprowadzi rekolekcje, które będą uwieńczone poświęceniem figur św. Andrzeja Boboli i Matki Bożej Królowej. – Mam nadzieję, że ks. Niżnik, przybywając do Stanów Zjednoczonych, zbuduje fundamenty pod nowe sanktuarium, rozpoczynając krzewienie kultu, ponieważ sam szerzy go od 40 lat w Strachocinie – mówi ks. Korcz.

Pierwszą nowennę w parafii poprowadzi ks. prof. URad. dr Grzegorz Zieliński, oficjał Sądu Kościelnego Diecezji Radomskiej. – Cieszę się, że przyjął zaproszenie. Pisząc doktorat, pomagał mi w mojej parafii, a teraz przybywa, aby szerzyć kult św. Andrzeja Boboli. W przygotowaniu uroczystości pomaga mi Maria Czarnecka-Cieślak, która była organistką w katedrze radomskiej, obecnie pracuje w bazylice św. Józefa w Webster. Przyjedzie do nas z chórem, który prowadzi. Uwieńczeniem nowenny będzie odpust parafialny 16 maja pod przewodnictwem bp. McManusa – mówi ks. Korcz. – Całe moje życie zmieniło się od zeszłego roku. Stworzenie sanktuarium jest wyzwaniem. Dziękuję Panu Bogu i św. Andrzejowi Boboli, że mnie prowadzi – dodaje kapłan.

Ksiądz Korcz utrzymuje kontakt z diecezją radomską. Wspiera prowadzone przez nią dzieła. W 2005 roku młodzież z jego parafii nagrała płytę z kolędami i pastorałkami. Dochód ze sprzedaży został przeznaczony na budowę Ośrodka Edukacyjno-Charytatywnego „Emaus” w Turnie. Gdy wybuchła wojna w Ukrainie, zorganizował zbiórkę. Pieniądze przekazał ks. Krzysztofowi Wilkowi, koledze z rocznika święceń, pracującemu w tym kraju.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.