Niejeden z tych, którzy tego nie doświadczyli, a sprawy wiary postrzega tylko w sferze sensacji, myśli, że bycie spowiednikiem to ogromna frajda polegająca na słuchaniu niesamowitych historii.
Zmarły w 2012 r. bp Stefan Siczek, najpierw przez wiele lat ojciec duchowny kleryków w sandomierskim seminarium, a potem ojciec duchowny kapłanów diecezji sandomiersko-radomskiej, zwykł był mawiać, że kapłańska posługa w konfesjonale to termometr księżej gorliwości. Ktoś, kto obserwuje tę posługę z boku, a jest otwarty jedynie na sensację, myśli, że to chwile zbierania łakomych kąsków dotyczących ludzkich słabości.
Tymczasem ta posługa to prawdziwy ciężar. Spowiedź to godziny słuchania o grzechu, zbierania w jedno wieści o ludzkich problemach, bo przy kratkach konfesjonału ludzie nie przychodzą się chwalić. A nad tym wszystkim tajemnica.
Ksiądz, który zdradzi tajemnicę spowiedzi, zaciąga samym faktem ciężką suspensę, karę, która pozbawia go wszelkich władz. I nie trzeba tu procesu, który dopiero potem dowiedzie jego winy. Jest po prostu zawieszony samym faktem popełnienia tego czynu. Ta surowość kościelnego prawa chroni osoby spowiadające się i o to chodzi. Ale ta surowość nie chroni samych spowiedników. I dobrze, że ich nie chroni, bo tajemnica sakramentu pokuty to świętość, której nie naruszają i której nie krytykują nawet najwięksi wrogowie Kościoła. Nie dotykają jej także satyrycy.
Jak to cudnie siedzieć w konfesjonale! To czują najpierw penitenci, którzy odchodzą od kratek konfesjonału, otrzymując sakramentalne rozgrzeszenie. A jeśli ta posługa jest ciężarem dla spowiedników, to Pan Bóg - a wiem to po samym sobie jako spowiedniku - daje łaskę zapominania ludzkich win i przynosi prawdziwą radość, że On wciąż cieszy się z każdego grzesznika, który się nawraca. Ksiądz, który wychodzi z konfesjonału, ma świadomość, że naprawdę pojednał z Bogiem swoich penitentów. I to jest radość, która jest większa od ciężaru słuchania o ludzkich grzechach i słabościach.