Moje uznanie, Sławku, mogłem powiedzieć Ci u nas na Prusa, bo przecież tu mieszkasz i tu mamy swoją redakcję. Ale wybrałem formę listu otwartego.
Kilka dni przed rozpoczęciem Tygodnia otwierałem furtkę w bramie redakcji. Na waszej tablicy wisiał plakat zapraszający na I Tydzień Ewangelizacyjny. „Upijcie się młodym winem” – to hasło budziło zdumienie. Dla mnie było oczywistą aluzją do fragmentu Dziejów Apostolskich, gdzie świadkowie tego, co stało się w dniu zesłania Ducha Świętego, myśleli, że uczniowie z wieczernika po prostu byli pijani, a oni otrzymali dary Ducha Świętego. Inaczej widziało to dwóch młodzieńców. Chyba byli maturzystami, bo byli ubrani w odświętne garnitury. „Zgadzam się z tym” – powiedział jeden z nich, mówiąc bardziej do mnie niż do swojego kolegi, wskazując na pierwszą część plakatu. I dodał: „Ale nie obchodzi mnie reszta”. Ta reszta to było zaproszenie na Mszę św. i cały program – warsztaty ewangelizacyjne, konferencje itp.
W pierwszej chwili chciałem powiedzieć: „Zmiana widzenia to kwestia czasu. Może roku, a może jakichś dwudziestu czy trzydziestu lat”, ale powstrzymałem się, bo pomyślałem: matura, święto, wydarzenie, które jest raz w życiu. Po co psuć im dobry nastrój? Może to był mój błąd, ale nie powiedziałem nic. Otworzyłem furtkę i poszedłem do redakcji.
A potem już sama Niedziela Zesłania Ducha Świętego i koncert na deptaku przed Urzędem Miasta. „Jezus, Jezus, Jezus!“ – ten okrzyk tysiąca gardeł, który niósł się na setki metrów, zapraszał do przyjścia pod scenę. Chodziłem po całym placu i widziałem wielu ludzi. Niejeden przyszedł, zostawiając miejsce przy kawiarnianym stoliku. O czym myśleli, widząc radosną rzeszę śpiewającą i tańczącą, wielbiąc Jezusa? Nie chcę dawać odpowiedzi, bo nie mam pojęcia. Ale myślę, że było to zdumienie dla żywiej wiary, którą pokazują inni. Świadectwo? Chyba tak. I to budzi mój najgłębszy szacun.