Biskup zaraża

Do Światowych Dni Młodzieży, które odbędą się w Krakowie w lipcu 2016 r., jest jeszcze sporo czasu, ale w optyce bp. Henryka Tomasika już musimy rozpocząć przygotowania.

W ostatnich tygodniach słuchałem ordynariusza w różnych okolicznościach. Regularnie wracał w nich temat Światowych Dni Młodzieży. Bp Tomasik mówił o nich na przykład podczas opłatkowego spotkania z samorządowcami z naszej diecezji. Podkreślał, że to wielka szansa dla regionu. Będziemy mieli okazję gościć młodych z zagranicy i będzie to szansa dla promocji naszego regionu. Nie możemy przegapić tej niepowtarzalnej szansy.

Światowe Dni Młodzieży to - zdaniem biskupa - wielka sposobność ożywienia duszpasterstwa młodych i przybliżenia młodych do Kościoła. O tym słuchałem ostatnio podczas wieczornej debaty, na którą ordynariusz zaprosił do seminarium duszpasterzy.

Machina przygotowań rusza powoli, bo jak każda wielka rzecz wymaga sporej siły, by ruszyła. Ale gdy ruszy, będzie nabierać rozpędu i nic jej nie powstrzyma.

Co by nie powiedzieć, Światowe Dni Młodzieży w naszej diecezji to wciąż nowość. Minione spotkania działy się daleko. Rio za oceanem, Madryt - gdzieś na obrzeżach kontynentu. Ale teraz będzie to Kraków - zaledwie 200 km od Radomia. Nie może tam nas zabraknąć w dużej liczbie i nie może nas nie być kilka dni wcześniej, gdy młodzi z całego świata będą gościć u nas i poznawać nasz kraj.

Czy warto podjąć starania? Opowiadając o wcześniejszych spotkaniach młodych, bp Henryk wspomniał między innymi o Paryżu. To spotkanie miało miejsce w 1997 r. Francuska prasa wieściła klapę, bo co młodym może powiedzieć schorowany starzec z Watykanu?

Tak się złożyło, że wówczas byłem w Niemczech. Z małej bawarskiej wioski do Paryża wybrała się dziewczyna. Kilka dni z rzędu rozmawiałem z jej rodzicami. - Jest w Paryżu. Pojechała na to spotkanie, ale co jej da ta wyprawa? - to pierwszy z wniosków, dość sceptyczny. Potem przyszły kolejne rozmowy, coraz bardziej pełne zachwytu, aż po ten dzień, gdy z Janem Pawłem spotkało się półtora miliona młodych. No i oczekiwanie na powrót córki.

Miałem okazję porozmawiać z nią samą, gdy wróciła do Wargolshausen. Zarażała chrześcijańskim optymizmem. I cóż dodać? Nie brońmy się przed takim zarażaniem!


 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..