Starożytni Rzymianie mówili: "Si vis pacem, para bellum": "Jeśli chcesz pokoju, szykuj się do wojny".
Od czasów, gdy ukuto to porzekadło, minęły wieki, a jakoś ta maksyma nie straciła nic ze swej aktualności. Byłem na otwarciu nowo wybudowanej radomskiej Fabryki Broni. Przyznaję, czułem dumę z tego, że oto w Radomiu będzie wytwarzana broń, która należy do najlepszych na świecie. Myślałem też o tym, że może być przydatna teraz, w czasie, gdy Rosja za sprawą konfliktu na Ukrainie, tak bardzo zaogniła stosunki międzynarodowe.
A potem wziąłem udział w wycieczce po zakładzie zbrojeniowym. Moją uwagę przykuły kawałki metalu i napis, by ich nie dotykać. - Co z nich powstanie? - pomyślałem. Nowoczesne tokarki zrobią z nich jakiś superprecyzyjny element broni, która komuś odbierze życie.
- Może jednak tak nie będzie - pocieszałem się. Może zostanie tylko wykorzystana do strzeleckiej próby. Może będzie tylko elementem ćwiczeń.
I na to wszystko nałożyły mi się Jezusowe słowa: „Pokój zostawiam wam… Nie tak, jak daje świat”.
My nadal za Rzymianami powtarzamy słowa: Jeśli chcesz pokoju, bądź solidnie uzbrojony. A On, ukrzyżowany? A pierwsi chrześcijanie, których prowadzono na rzymskie areny, by stali się żerem drapieżnych zwierząt?
W obronie wiary, tak to pokazują dzieje mojego Kościoła, bezbronne męczeństwo było najbardziej zwycięską bronią. Ale w obronie narodowej niepodległości przyszło nie raz stawać z bronią gotową do strzału, walczyć i przelewać krew. Jak to pogodzić i połączyć? Przyznaję, że nie znam odpowiedzi.