Jakże bardzo ucieszyli się dyżurni krytycy Kościoła, że spadła liczba uczęszczających na niedzielne Msze św.
W mojej radomskiej diecezji wyniki badań pokazują, że owi dominicantes, ludzie biorący udział w niedzielnych Mszach świętych, to 38 procent, mniej więcej krajowa średnia. U nas także niewielki spadek.
To smutne, że znów mniej z nas chce w niedziele i święta poświęcić odrobinę czasu, by dedykować go na modlitwę. Czym zapełniają tę jedną spośród 168 godzin tygodnia? To oczywiście ich sprawa.
Mimo to chciałbym pokusić się o inne spojrzenie. Spojrzenie na jedną godzinę. Tę ostatnią. Jestem bardzo ciekaw, bo tutaj nie znam danych i nie wiem, czy takie badania w ogóle są prowadzone, jaki procent ludzi w ostatniej godzinie swego życia poświęca ją na odchodzenie od Boga. Jestem ciekaw, tak po ludzku, jaki procent pogrzebów to pochówki świeckie.
Znam z lektury książek postacie wielu ateistów, którzy stali się dla współczesnych luminarzy świeckości, by wręcz nie powiedzieć ateizmu, wzorem życia bez Boga i walki z Nim. Zajrzyjmy na karty tych książek. Poczytajmy choćby o Wolterze czy Nietschem i zobaczmy jak przeżywali swą ostatnią godzinę.
Wszystkim rozradowanym z wieści, o której napisałem na początku, dedykuję bardzo starą historię, opis ostatniej godziny cesarza Juliana Apostaty, który umierał ze słowami: ”Galilaee, vicisti!” - ”Galilejczyku, zwyciężyłeś!”. A tych, którzy chcą jeszcze więcej, zapraszam do lektury ”Nie-Boskiej komedii” Zygmunta Krasińskiego i jej finalnej sceny.