Rosyjski siatkarz wygląda z pozoru jak grzeczny młody człowiek. Aż dziw bierze, że potrafi fingować strzelanie z kałacha do kibiców, pluć na nich i zamieszczać obraźliwe wpisy w Internecie.
Wychodziłem z mieszkania, by pojechać do centrum miasta na Apel Młodych. Dopiero co zakończył się mecz o piąte miejsce w siatkarskich mistrzostwach świata. Rosjanie rozgromili Iran. Miałem wrażenie, że realizator najczęściej pokazywał Aleksieja Spiridonowa. Może nie chciał czegoś przeoczyć?
Apel Młodych, który na centralnym deptaku Radomia zgromadził około 6 tys. młodych, pokazał, że wiara dla wielu z nich jest czymś bardzo ważnym, jeśli nie wręcz istotnym. Radośni i rozmodleni nie sprawiali wrażenia, by chcieli nad kimś dominować. Byli rzeszą, która dzieliła się tym, co dla nich ważne i cieszyli się, że obok każdego z nich są rówieśnicy, którzy myślą tak samo. Szybko zapomniałem o tamtym meczu. Spotkanie nabierało tempa i temperatury, a ja miałem też tam co robić. Ale obok tego moją myśl zaprzątał także zbliżający się nasz polski półfinał z Niemcami. Mecz zaczynał się w tym momencie, gdy na deptaku trwała adoracja Najświętszego Sakramentu. Widok niesamowity. Tłum, który dopiero co szalał, tańczył i śpiewał, teraz klęczał na ulicy w ciszy i modlitwie. Potem bp Henryk Tomasik wszedł na podwyższenie i zaczął błogosławieństwo, unosząc wysoko monstrancję. Dosłownie chwilę potem dał się słyszeć okrzyk radości z pobliskiego klubu. „Chyba nasi są górą” - pomyślałem, a za moment mój telefon zaczął wibrować. „Wygrywamy z Niemcami pierwszy set” - przeczytałem SMS-a. Stałem na scenie i szepnąłem o tym biskupowi. A ten ogłosił tę wiadomość przez mikrofon. Rozległa się burza oklasków i radosnych okrzyków. I rozpoczęły się śpiewy, znów te religijne, a przy tym radosne.
I wtedy za sceną ktoś zaczął przeraźliwie gwizdać. Z placu nie było go widać, ani słychać. Słyszałem i widziałem go ze sceny. Sprawiał wrażenie kogoś, kto nie może znieść tego, że po drugiej stronie sceny zebrali się katole, a tym, co mu jedynie pozostało, jest ów pełen bezsilności gwizd. I w tym momencie, nie wiedzieć czemu, przypomniał mi się ów rosyjski siatkarz; zdolny przecież i niewątpliwie utalentowany, a niszczący to wszystko w nieopanowanej nienawiści.