Może tak, a może odwrotnie: otwarte zamknięcie. Rzecz idzie o seminarium duchowne.
Nasze radomskie Wyższe Seminarium Duchowne działa od 25 lat. Wykłady w obecnym roku akademickim rozpoczęły się z początkiem października, a teraz, u końca miesiąca, przyszedł czas na jubileuszową uroczystą inaugurację roku akademickiego.
Mieszkam w seminarium i pracuję jako wykładowca dwa lata krócej niż ono istnieje. Podzielam jakoś zamknięcie tego miejsca, bo ono - jako dom formacji i studiów - domaga się pewnego wyizolowania. Z drugiej strony wychodzę poza, bo niemal taki sam czas pracuję w świecie mediów. I wracam do seminarium codzienne z bagażem tego, co dzieje się poza. A to musi rodzić napięcie, przede wszystkim we mnie. Jak pogodzić konieczne zamknięcie z równie koniecznym otwarciem? Jak łączyć teoretyczne wykłady z tym, co niesie codzienność? Przecież alumni po 6 latach formacji i studiów pójdą do świata.
Seminarium to instytucja i miejsce, które nie przestawało i nie przestaje budzić zainteresowania świata zewnętrznego - i tego mu życzliwego, i tego pełnego nieżyczliwości, najczęściej bazującej na nieznanym, zrodzonym z obiegowych opinii. Czasem to ciekawość, która, gdy nie znajduje oczekiwanego zaspokojenia, otwiera przestrzeń domysłów i własnych interpretacji, niekoniecznie pozytywnych.
Co więc robić, gdy ludzie pytają o seminarium? Myślę, że cierpliwie odpowiadać. Ale czy każdemu, kto pyta? Przecież nieżyczliwi, pytając, mają swoje z góry założone odpowiedzi? Sądzę, że mimo ryzyka, iż nasze odpowiedzi zignorują, trzeba rozmawiać. A jeśli nasze odpowiedzi zmanipulują i źle zinterpretują? To ewangeliczne ryzyko, które musimy ponosić. Gdy Pan Jezus szedł do ludzi, nieżyczliwi mieli własną interpretację: „Żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników”.