W tym roku przypada 35. rocznica śmierci sługi Bożego bp. Piotra Gołębiowskiego. W kościele w Jedlińsku modlono się o jego rychłą beatyfikację.
W kościele pw. Świętych Apostołów Piotra i Andrzeja w Jedlińsku, z którym biskup Gołębiowski był związany i gdzie został ochrzczony, modlono się o dar jego beatyfikacji. Przed Eucharystią młodzież z PG im. bp. Piotra Gołębiowskiego z Jedlińska przedstawiła spektakl słowno-muzyczny, który opowiadał o życiu ich patrona.
Młodzież odśpiewała ułożony przez siebie hymn szkoły. - Słowa nawiązują do tego, że bp. Piotr Gołębiowski może być wzorem do naśladowania dla naszej młodzieży - powiedziała Barbara Walczak, dyrektor PG w Jedlińsku.
Mszy św. przewodniczył i homilię wygłosił bp Piotr Turzyński. W homilii mówił o zasługach sługi Bożego dla ówczesnej diecezji sandomierskiej i podkreślał, że w jego życiu Maryja zawsze objawiała się jako nadzieja.
- Kiedy miał 16 lat, ciężko zachorował. Modlił się wtedy do MB Błotnickiej. W parafii Baćkowicach, gdzie był proboszczem w 1944 roku, na skutek działań wojennych plebania była miejscem, gdzie uciekali ludzie. Chowali się także w murowanej piwnicy. W pewnym momencie, przy ostrzale artyleryjskim, przyszedł ktoś i powiedział, że w pobliskim domu umiera kobieta i potrzeba księdza. Ks Piotr poszedł z różańcem w ręku i z Wiatykiem. Gdy wrócił, miał przestrzeloną sutannę. Kiedy sytuacja była beznadziejna on wiedział, że nadzieją jest Maryja. Brał różaniec do ręki. Takie sytuacje się powtarzały - mówił bp Turzyński.
Przekonanie bp. Gołębiowskiego, że Matce Bożej trzeba zawierzyć, znalazło swój wyraz w jego zawołaniu biskupim „Maria spes nostra” - "Maryja naszą nadzieją".
- Kontynuacja tej Maryjnej drogi to koronacja obrazu w Studziannie, Wysokim Kole, Błotnicy. Ale chyba ta droga Maryjna ma swój szczególny wymiar w „konflikcie wierzbickim”, kiedy to zagrożona jednością parafia zostaje wystawiona na niezwykła próbę - mówił bp Turzyński.
Gdy biskup został porwany w 1962 roku z kurii sandomierskiej, uwolniono go w Ostrowcu Świętokrzyskim. Jeden ze świadków mówił; „Gdy otworzyli drzwi, bp Gołębiowski z różańcem w dłoni leżał na podłodze samochodu, przygniatany butami porywaczy”. Sytuacja była beznadziejna, porwali go, nie wiadomo, co z nim zrobią i ten różaniec jest jak światło - jakąś nadzieją wielką - kontynuował bp. Turzyński.