Rekolekcje powołaniowe kojarzą się wielu osobom z próbą kaptowania kandydatów do seminarium czy zakonu. Piszę "kaptowania", bo gdzieś w tyle głowy siedzi przekonanie, że mogą tu pojawiać się nieuczciwe metody.
W radomskim seminarium kończą się kolejne rekolekcje powołaniowe. Organizowanym od kilkunastu lat zamkniętym trzydniowym ćwiczeniom duchownym niezmiennie przyświeca hasło: "Dla pytających o wiarę i drogę życiową". Towarzyszę im od lat, przygotowując relacje i reportaże. Widzę, jak organizatorzy starają się o to, by droga życiowa oznaczała pełne spektrum wyborów. Potwierdzają to statystyki. Sporo mniej niż połowa, a niejednokrotnie nawet niespełna jedna czwarta liczby uczestników rekolekcji odpowiada liczbie wstępujących potem do seminarium, a i wśród wstępujących nie wszyscy uczestniczyli w takich rekolekcjach. Z drugiej strony - co pokazują rozmowy - spora część z przyjeżdżających na rekolekcje zastanawia się, czy seminarium nie byłoby ich wyborem. Można by już tu odnieść się do idei "kaptowania". Statystyka pokazuje, że jeśliby miało chodzić o kaptowanie, to skórka niewarta jest wyprawki.
Tymczasem skórka warta jest wyprawki, bo wartość tych rekolekcji osadza się najpierw w pierwszej części hasła: "dla pytających o wiarę".
Gdy rozmawiałem o tegorocznych rekolekcjach z ks. Pawłem Gogaczem, właśnie na to wskazał. Dla ks. Gogacza, wykładowcy filozofii i wychowawcy w radomskim seminarium, to były dziesiąte, jubileuszowe rekolekcje, jakie organizował. Pytałem go, jak postrzega uczestników z perspektywy minionych lat. Kim byli i kim są, jacy byli i jacy są? Odpowiadając, wskazał na dwie niezmienne sprawy. Pierwsza to ta, że uczestnicy gdzieś w sobie noszą to pytanie o seminarium i kapłaństwo jako ewentualny życiowy wybór. Druga - że uczestnicy są przede wszystkim ludźmi, którzy przez te rekolekcje chcą pogłębiać swą wiarę i swą świadomą obecność we wspólnocie Kościoła. Tej obserwacji doświadczonego organizatora rekolekcji nie można puszczać mimo uszu. I trzeba być wdzięcznym pokoleniom kleryków, którzy współpracowali i współpracują w ich przeprowadzaniu. Wielu z nich, dziś już księży, proponuje swym wychowankom wyjazd na te trzy dni, bo patrząc na samych siebie wiedzą, że - mimo ostatecznych wyborów - skórka warta jest wyprawki.