Najdłuższy strajk w PRL

Odbył się na Wyższej Szkole Inżynierskiej w Radomiu. Trwał niemal 50 dni, a zakończyło go wprowadzenie stanu wojennego.

 

Gdy prof. Hebda został zatwierdzony jako rektor uczelni, strajk na radomskiej uczelni trwał nadal, a brali w nim udział i studenci, i pracownicy. Co więcej, decyzja ministra wywołała oburzenie w kraju.

Protestujących na WSI poparła Komisja Krajowa „Solidarności” oraz władze krajowe NZS. Ci ostatni zakończyli swe oświadczenie: „Koledzy z Radomia, jesteśmy z wami”.

12 listopada odbył się jednodniowy strajk ostrzegawczy na uczelniach w całej Polsce. Ale władze nadal nie zmieniały swego stanowiska. Wobec tego wybuchały bezterminowe strajki solidarnościowe, które objęły 74 na około 100 uczelni działających wówczas w kraju.

- Radomski strajk i strajki solidarnościowe to był konflikt o zasady, a nie tylko spór lokalny. Byliśmy w naszym środowisku przekonani, że jest to sprawa nie do odpuszczenia. Nie można było zostawić Radomia samego - wspomina Jarosław Guzy.

Rozwiązania konfliktu nie przynosiły też kolejne wizyty w Radomiu przedstawicieli uczelni z kraju. Pomocy szukano także w Kościele.

23 listopada przedstawiciele NZS i rektorów warszawskich uczelni spotkali się z prymasem kard. Józefem Glempem. Jedynym drobnym sukcesem była obietnica, że na obrady Sejmu trafi ustawa o szkolnictwie wyższym w solidarnościowej wersji z jesieni 1980 r.

Po kilku tygodniach pojawiało się zniechęcenie i zmęczenie. - Nadzieje na kompromis rozwiała pacyfikacja Wyższej Szkoły Oficerów Pożarnictwa przeprowadzona przez ZOMO 2 grudnia. Naciski, aby zakończyć strajk pojawiły się też ze strony władz akademickich. W tej sytuacji zdecydowano się zakończyć protest. Ostateczną decyzję podjęła krajówka NZS 6 grudnia. Wyjście z twarzą umożliwiła deklaracja rektorów, w której zobowiązywali się do dalszej walki o studenckie postulaty - mówi o ostatnim etapie strajku Kamil Dworaczek z IPN we Wrocławiu.

Ta decyzja nie zamknęła sprawy. W wielu miejscach podniosły się głosy o zdradzie, a strajki w niektórych uczelniach trwały nadal. W Radomiu strajk zakończył się w nocy 14 grudnia. Tylko dzięki poręczeniu własną głową za spokojne zakończenie protestu przez wojewodę Feliksa Wojtkuna, nie doszło do siłowej pacyfikacji uczestników przez ZOMO.

Zresztą wojewoda nie ostał się na stanowisku. Powołany na nie w lipcu 1981 r., został odwołany  pół roku później, po wprowadzeniu stanu wojennego. Nowym wojewodą został płk Alojzy Wojciechowski.

Po zakończonym strajku życie wracało do szarej codzienności, smutnej i niepewnej, bo związanej z pierwszym okresem stanu wojennego.

Na WSI rozpoczął się czas rozliczeń. Pojawił się nawet postulat wiecu potępienia, na wzór tego, jaki zorganizowano na stadionie Radomiaka po pacyfikacji protestu z 1976 r. Pomysł zarzucono.

Postanowiono jednak skupić się na indywidualnych rozliczeniach. Represje dotknęły zarówno pracowników naukowych, jak i studentów. Przykładem może być Jan Rejczak. Jeszcze przed strajkiem był przesłuchiwany przez SB w biurze rektora WSI. Po strajku, zwolniony z uczelni, internowany i pozbawiony szans na zatrudnienie, dzięki pomocy bp. Materskiego aż do 1989 r. pracował jako katecheta.

Wiele osób zostało zmuszonych do wyjazdu z kraju z „biletem w jedną stronę”, jak choćby panie Zachorska i Pochodyło, które zamieszkały w Australii.

Na szczęście znaleźli się też w kraju ludzie, którzy chcieli pomóc. Relegowanych studentów przyjmowano na Uniwersytet Warszawski, a z pomocą spieszył ówczesny rektor prof. Henryk Samsonowicz.

Podobnie było na Politechnice Warszawskiej, gdzie wyrzuceni z WSI studenci mogli liczyć na życzliwość prof. Jerzego Bukowskiego.

Zdaniem Kamila Dworaczka, choć strajk nie doprowadził do zmian na radomskiej WSI, to jednak odniósł kilka sukcesów. - Był bardzo ważnym etapem w walce polskich uczelni o samorządność i autonomię. Dzięki niemu udało się wywalczyć korzystną ustawę o szkolnictwie wyższym, która weszła ostatecznie w życie w 1982 r. Dla wielu stał się także miejscem kształtowania swojego światopoglądu czy nawet nawrócenia - podsumowuje historyk.

Z okazji 35. rocznicy zakończenia strajku w kościele ks. jezuitów zabrzmiały odnowione organy, a ze specjalnym koncertem wystąpił Robert Grudzień. Zaśpiewała Katarzyna Szary, sopran. Słowo wiążące, przypominające tamte dni, należało do Anny Dreli.

Trudną sprawą podczas strajku było zapewnienie aprowizacji, ale solidarnie dbało o nią wielu ludzi   Trudną sprawą podczas strajku było zapewnienie aprowizacji, ale solidarnie dbało o nią wielu ludzi
Archiwum DA w Radomiu

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..