Ks. Piotr Ostrowski umarł na progu Tygodnia Modlitw o Powołania Kapłańskie i Zakonne. Tak po ludzku, umarł stanowczo zbyt wcześnie. Miał tylko 35 lat.
Oprócz informacji o jego śmierci otrzymałem także zestawienie, które skłoniło mnie do pewnej refleksji. W 2011 r. zmarło w diecezji radomskiej 4 księży. W kolejnych 5 latach zgonów było od 6 do 8. W roku bieżącym, a dopiero jest maj, pożegnaliśmy już 7 kapłanów. A do święceń kapłańskich w tym roku przygotowuje się w Radomiu 6 diakonów.
„O jednego kapłana mniej” - powiedziałby zapewne z satysfakcją ktoś z kręgu zagorzałych antyklerykałów. Przesadzam?
Stosunkowo niedawno temu byłem uczestnikiem rozmowy o spadku powołań w Polsce. Jedna z rozmówczyń mówiła, że cieszy ją ten fakt. Nie wiem, co ją tak uradowało, ale zapytałem: „A może to zapowiedź chwili, gdy może się okazać, że nie będzie księdza, który panią pochowa?”.
To nie tyle była złośliwość, co reminiscencja pewnej rozmowy. Otóż mój kolega ksiądz podjął pracę duszpasterską na Białorusi. Tam, na terenach po sowieckiej kilkudziesięcioletniej dominacji, skutecznie przeprowadzono akcję ateizacji.
Mój kolega chodził po tzw. kolędzie. Ugościł go wiekowy mężczyzna. Miał dla niego samogon i opowieść o swoim osobistym szczęściu. Dobre 70 lat nie było tam kapłana, który by kogokolwiek pochował. I oto teraz ten mężczyzna doczekał czasów, gdy on ma nadzieję, że będzie miał pogrzeb z kapłanem.
Z drugiej strony Europa Zachodnia - dostatnia, unijna i uporządkowana. A przecież też jakoś podobna do tej sowieckiej biednej i tęskniącej Białorusi.