To, co się stało na naszym profilu na Facebooku, ucieszyło nas i zarazem zdumiało.
Okazało się, że relację o andrzejkowym balu oazowiczów i ich przyjaciół w Wierzbicy obejrzało 25 razy więcej osób niż liczy cała diecezjalna oaza.
Patrząc na osoby, które polubiły tę relację, odnoszę wrażenie, że obudziła się tęsknota za dawnymi oazowymi czasami ludzi (to ulubione "techniczne" określenie używane przez członków ruchu Światło-Życie), którzy ongiś działali w tym ruchu, a dziś dorośli, poszli dalej, ale oaza jakoś z nich nie wyszła.
Zresztą i ja sam lubię mówić o sobie, że mam "pełne wykształcenie oazowe", od tej dzieci Bożych, na której byłem w połowie lat 70. ubiegłego wieku, a potem po każdy ze stopni, aż po bycie animatorem muzycznym.
I znów ja, wybaczcie ten wracający zaimek narcystyczny, wybrałem się na "Wierzbajkę" z ogromną radością. Tłum młodych, pełnych entuzjazmu nie tyle chciał, co po prostu pokazał, czym jest "nowa kultura" - jedno z haseł, które od moich młodych lat lansuje oaza. Oazowicze i ich przyjaciele dowiedli, zresztą nie pierwszy raz, że można się fantastycznie bawić bez sztucznych i wielce szkodliwych różnego rodzaju "wspomagaczy". I pokazali coś jeszcze - że taka zabawa w niczym nie kłóci się odmówioną wspólnie na parkiecie modlitwą "Pod Twoją obronę" i z okazją do osobistej adoracji.
Ja, weteran oazy, gratuluję dzisiejszym młodym członkom Ruchu Światło-Życie, że trwają przy głębokich wartościach i pokazują radosne piękno bycia blisko Chrystusa. I mam nadzieję, że te gratulacje potwierdzają dawni oazowicze, "podglądacze" naszej galerii z "Wierzbajki".