W gmachu radomskiego seminarium odbył się Adwentowy Dzień Skupienia Katechetów.
Spotkanie, któremu przyświecało hasło: „Duch Święty umacnia rodziny”, poprowadził ks. Grzegorz Lipiec, ojciec duchowny seminarium, a wcześniej wieloletni moderator diecezjalny Ruchu Światło-Życie. - Kardynał Gianfranco Ravasi, hierarcha Kościoła i uznany biblista, opisując współczesne społeczeństwa, ocenia, że główną chorobą naszych czasów jest powierzchowność. To znaczy, że nie potrafimy wejść w głąb, i że w konsekwencji dotyka nas zniechęcenie. Musimy, w optyce tej diagnozy, szukać lekarstwa na powierzchowność. A tym jest potrzeba nowego, mocnego uderzenia serca, powrót do pierwotnej gorliwości, by w naszą posługę nie wkradała się bylejakość, pochodna powierzchowności - mówił ks. Lipiec.
W programie dnia skupienia były konferencje ks. Lipca, adoracja Najświętszego Sakramentu i Msza św. oraz czas na ważne bieżące ogłoszenia ze strony Wydziału Katechetycznego radomskiej kurii, organizatora dnia skupienia, i po prostu na spotkania i rozmowę w gronie dobrych znajomych. Za każdy z tych punktów na zakończenie Eucharystii dziękowała katechetka Beata Piasek, katechetka z gimnazjum z podradomskiego Zakrzewa.
Od wielu lat w formacyjnych spotkaniach uczestniczy Monika Gumińska, nauczyciel religii w PSP nr 3 w Radomiu na os. Michałów. - Pracuję jako katechetka od 32 lat. W trakcie tej pracy, która wciąż jest moją pasją, wyszłam za mąż. W 1991 r., a więc w roku, gdy tu, w Radomiu, był Jan Paweł II, urodziłam Filipa, mojego drugiego syna. Pierwszy to Augustyn, który ma 28 lat. Jestem także mamą 16-letniego Antoniego i 13-letniej Klary. Dziś Filip jest księdzem. I muszę powiedzieć, że nadal radzi się swojej mamy. Dyskutujemy, czasem wręcz omawiamy katechezy. Podpowiadam mu, jak postąpić z trudnym uczniem, jak wyjść z konkretnej sytuacji. Filip słucha, choć ma także swoje rozwiązania. Te rozmowy są pochodną naszego rodzinnego zwyczaju, bo my od lat w gronie rodzinnym spotykaliśmy się i spotykamy przy stole, by po prostu rozmawiać. Czasem to jest w naszym domu, a czasem także w mieszkaniu Filipa - mówi M. Gumińska.