Parafianie z Bogusława na Ukrainie odwiedzili ze swym proboszczem Radom. Byli również w sanktuariach i w seminarium.
Ks. Krzysztof Wilk, kapłan diecezji radomskiej, który pracuje na Ukrainie, niedaleko Kijowa, przywozi parafian w swoje strony. Te odwiedziny to już tradycja kilku ostatnich lat. - Mamy do dyspozycji busa. Za każdym razem jedzie więc ze mną 8 osób. W tym roku przyjechali parafianie z Bogusława i jedna osoba z Żytomierza. Jak zawsze stacjonujemy w Turnie koło Białobrzegów. I już w tym momencie dziękujemy dyrektorowi ks. Radosławowi Walerowiczowi za przyjęcie - mówi ks. Wilk.
Podczas tegorocznej wizyty proboszcz zawiózł ich na Święty Krzyż, a także do maryjnych sanktuariów w Błotnicy i Skarżysku-Kamiennej. - Uczciliśmy relikwie krzyża świętego w świętokrzyskim sanktuarium, a także oddaliśmy cześć Matce Bożej w Jej sanktuariach. Odwiedziliśmy również radomskie seminarium Te odwiedziny to także moja osobista tęsknota za tym miejscem, gdzie przygotowywałem się do kapłaństwa - opowiada duszpasterz.
Goście z Ukrainy są zauroczeni każdym z miejsc, ale z wyjątkowym zaciekawieniem zatrzymują się w Pokoju Papieskim w seminarium, gdzie zgromadzone są pamiątki z wizyty Jana Pawła II w Radomiu 4 czerwca 1991 r. Wnikliwie oglądają albumy ze zdjęciami upamiętniającymi tamten dzień i słuchają o pamiątkach, jak papieska sutanna i buty Jana Pawła II oraz ornat i kielich, użyte wtedy podczas Mszy św. na lotnisku.
- Witalij Czawa, ratownik medyczny, który jest tutaj z żoną Ireną i najstarszą córką Julią, ma do opowiedzenia zdumiewającą historię - mówi ks. Krzysztof i zachęca Witalija do interesującej opowieści. - W mojej rodzinie przechowywana jest ta historia - a słyszałem ją od mojej babci. Mówi ona o tym, że moja prababcia była rodzoną siostrą mamy Jana Pawła II. Zgadza się rodowe nazwisko Kaczorowska obu kobiet. Potem, gdy na skutek wydarzeń historycznych pojawiły się granice nie do przekroczenia, więzi rodzinne zostały przerwane - mówi Witalij.
Znane życiorysy rodziców Jana Pawła II opowiadają o ich krakowskich korzeniach, a także o związkach z rejonem Bielska-Białej. Nie ma nic o Kresach. Ale są także pewne luki, które wciąż czekają na solidne badania. - Postanowiliśmy, że po powrocie na Ukrainę udamy się do Kijowa i Żytomierza i tam będziemy szperać w archiwach, by poszukać dokumentów - zapewnia ks. Wilk.
A może było tak, że to we wcześniejszych pokoleniach ktoś powędrował z Kresów do Krakowa? Warto to sprawdzić. Nawet jeśli rodzinne wspomnienie Witalija okaże się tylko tzw. pobożnym życzeniem, to warto potraktować je z ogromnym szacunkiem i uznaniem. Ono pokazuje, że polskie rodziny na Kresach Wschodnich kultywują więzi z polskością, a my często winniśmy nieco rumienić się, patrząc na ich patriotyzm.
Pamiątkowa fotografia przy żłóbku w seminaryjnej kaplicy
ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość