Ja, uczeń III klasy liceum, pierwszy raz w życiu uczestniczyłem w wydarzeniach, o których pisał cały świat.
Nie mam niestety żadnych zdjęć z tamtej pielgrzymki. Wszystko mieści się jedynie w mojej głowie. Przeglądałem rodzinne albumy i znalazłem w nich bilety z pielgrzymki w 1983 roku i późniejsze, ale tych starszych nie było.
Do papieskiej pielgrzymki przygotowywaliśmy się z wielkim zapałem, choć w okresie ją poprzedzającym nie robiliśmy sobie wielkich nadziei, że będziemy ją oglądali inaczej niż w telewizji. Pamiętam, jak dekorowaliśmy papieskim herbem balkon na wikariacie. I nagle niespodzianka: ks. Bogdan Jarosz, nieżyjący już wikariusz parafii św. Bartłomieja w Opocznie, w mojej rodzinnej parafii, oznajmił, że będą bilety na Okęcie, na przywitanie Ojca Świętego, a potem na Mszę św. na plac Zwycięstwa.
Niesamowita radość. Mieliśmy z grupą młodzieży być wśród witających na lotnisku, a potem na wielkiej Mszy św. w centrum Warszawy. Jako opocznianie nie mogliśmy pokazać się inaczej niż w strojach ludowych. Pierwszy raz w życiu założyłem opoczyńską sukmanę, czapkę i buty z cholewami.
Gdy znaleźliśmy się na Okęciu, rozpoczęło się oczekiwanie. Nie pamiętam, ile czasu brakowało do wylądowania papieskiego samolotu. Na płytę lotniska wjechał odkryty samochód i rozległy się głosy: "Prymas Stefan Wyszyński!". Były coraz głośniejsze, a potem przytłumiły je potężne oklaski. Pierwszy raz w życiu widziałem Prymasa, o którym tyle słyszałem i podziwiałem go. Czułem, że te oklaski były podziękowaniem za to, co powiedział na Watykanie Jan Paweł II po wyborze, że nie byłoby tego papieża Polaka, gdyby nie wiara i męstwo kard. Wyszyńskiego. Na własne oczy zobaczyłem legendę polskiego Kościoła.
I wreszcie przylot samolotu. I znów głosy: "Kogo papież powita najpierw, Prymasa czy Przewodniczącego Rady Państwa?". Gdy pod samolot podjechały schody, kard. Wyszyński wszedł po nich i zniknął we wnętrzu maszyny. Tam zapewne, bo tego nie było widać, powitał Ojca Świętego jako pierwszy, a potem ucałowanie polskiej ziemi i oficjalne przywitanie z Przewodniczącym Rady Państwa. To było mistrzostwo świata w dyplomacji.
Ale to dotarło do mnie w pełni dopiero później. Wtedy nad wszystkim wzięły górę przeżycia, które zostały na zawsze. Przejazd papieża przed naszymi sektorami. Radosne okrzyki powitania i świadomość, że niebawem będziemy uczestniczyli w Mszy św. z papieżem.
A Plac Zwycięstwa? Opoczyński strój piękny, ale na gorący dzień bardzo uciążliwy. Gdy zaczęło się kazanie, usiadłem na skrawku trawnika. Gdy Jan Paweł II rozpoczął swe słynne kazanie, nie dało się wysiedzieć. Stałem, śpiewałem z tłumem "My chcemy Boga" i na własne uszy słyszałem: "Niech zstąpi Duch Twój!".
Zobacz także: Specjalny Serwis Papieski