Ta liczba szokuje. Każdego roku umiera w Polsce 50 tys. dzieci. Z bólem po ich stracie zostają osieroceni rodzice.
Większość dzieci umiera we wczesnym lub późniejszym etapie ciąży. Jest także około 2 tys. urodzin martwych dzieci. - Ale obok tego, co roku umiera w Polsce 5 tys. dzieci z powodu chorób, wypadków, a nawet samobójstw. Zostają zbolali rodzice, często sami. Na forach internetowych są bardzo dramatyczne wspomnienia tych ludzi, którzy piszą, że nieraz zostają sami, że nikt z nimi nie chce rozmawiać. Wiele osób nie umie z tymi osieroconymi rodzicami rozmawiać. Stąd w naszej diecezji od około 10 lat obchodzimy, a nawet pielęgnujemy Dzień Dziecka Utraconego. Organizujemy Msze św. w Skarżysku-Kamiennej w Ostrej Bramie i w Radomiu w kościele Świętej Rodziny. W Radomiu spotykamy się także na modlitwie różańcowej pod pomnikiem Maryi Matki Życia - mówi ks. Sławomir Adamczyk, diecezjalny duszpasterz rodzin.
Data obchodu Dnia Dziecka Utraconego powstała jako proste wyliczenie. - Gdyby dziecko zostało poczęte 1 stycznia, urodziłoby się około 15 października. Stąd ten dzień - wyjaśnia ks. Adamczyk i dodaje: - W tym dniu chcemy zwrócić uwagę, że te dzieci są ludźmi, że należy im się szacunek. Uczulamy rodziców tych dzieci, by nie zostawiać ich w szpitalach. Rodzice, często w szoku po poronieniu, nie zabierają tych dzieci, a te są spalane w szpitalach jako odpady medyczne. A takie dziecko trzeba zabrać, pochować w rodzinnym grobie, nadać mu imię. Trzeba napisać to imię na grobie, zapisać je w kartotece parafialnej. Trzeba przechowywać pamiątki po nim, jak choćby wynik badania lekarskiego czy badanie USG.
Idea Dnia Dziecka Utraconego to również okazja, by osieroceni rodzice spotkali się i po prostu się zobaczyli, przeżyli razem swój ból i połączyli się w modlitwie. - Tym zbolałym osobom trzeba dawać nadzieję, że ich dzieci są orędownikami w niebie - mówi ks. Adamczyk.
Duszpasterz rodzin podpowiada wszystkim, co mogą i mają zrobić w kontakcie z rodzicami po bolesnej stracie dziecka. - Nie można się bać, przede wszystkim tego, że rodzice będą płakać. Trzeba pozwolić się im wypowiedzieć, nawet wtedy, gdy będą krzyczeć, obwiniać współmałżonka, lekarzy, własnych rodziców czy samych siebie. To są etapy przeżywanej żałoby. U jej początku jest niedowierzanie, potem ból i poczucie straty, połączone z obwinianiem. Dopiero potem, powoli, przychodzi jakaś zgoda na to odejście. Naszym zadaniem jest bycie z osieroconymi rodzicami i dodawanie im otuchy i nadziei, a ta - o czym już mówiłem - to przekonanie, że ich dzieci, które odeszły, są orędownikami w niebie - podkreśla duszpasterz rodzin.