Przez wielu był określany jako "legenda afrykańskich misji". Zamiast po 45 latach pracy w Zambii przejść na zasłużoną emeryturę, wrócił na misyjną placówkę na Czarnym Lądzie. Mowa o ks. Marcelim Prawicy, który był jednym z pierwszych kapłanów diecezjalnych z Europy, który wyjechał na misje do Afryki. 10 maja w bibliotece w Końskich odbyła się promocja książki "Ksiądz Marceli Prawica. Opowieść o dobrym człowieku". Autorką publikacji jest Zofia Münnich.
Opowiadała, że jej przyjaciel był wyjątkowym i dobrym człowiekiem. - Nie można tego zapomnieć. Powiem więcej, nie można pozwolić, aby zaginęła pamięć o tym niezwykłym człowieku. Takich księży spotyka się raz na wiele lat - mówi Z. Münnich. - Byliśmy zafascynowani jego świętością. Przygarniał do siebie ludzi. Traktował wszystkich wyjątkowo. Każdy czuł się ważny - dodała autorka.
Na promocję publikacji o ks. Marcelim przyjechał m.in. ks. Maciej Będziński, dyrektor Papieskich Dzieł Misyjnych w Polsce. Podkreśla, że był on wielkim misjonarzem, wielkim człowiekiem i do końca swoich dni wielkim przyjacielem konecczan. - To nie będą słowa na wyrost, ale po kardynale Adamie Kozłowieckim, największym polskim misjonarzem, który pracował w Zambii, który był ambasadorem Kościoła i polskości, był i jest ks. Prawica. Dzisiaj jest potrzeba, aby przybliżać takich wspaniałych ludzi. To był nie tylko wielki misjonarz, ale i wielki człowiek - powiedział ks. M. Będziński.
Duża część książki zawiera listy, które ks. Marceli pisał do przyjaciół. - U mnie trzeci rok suszy, w Boże Narodzenie lunęło deszczem mocno, spłukało pola i zasiewy. Teraz znowu susza. Walka z głodem, wożenie żywności po tych bezdrożach zmęczyły mnie bardzo. Przyszłość? Bóg to wie. Na co dzień korupcja rządzących, inflacja, bieda, bezrobocie w miastach. AIDS pustoszy istnienia ludzkie. Ale trzeba żyć i siać Ewangelię w tę suchą ziemię. Trzeba mieć wiarę i ufność - pisał w jednym z listów.
Po otrzymaniu zgody od bp. Piotra Gołębiowskiego na wyjazd do krajów misyjnych, przez kilka miesięcy przygotowywał się, ucząc się języka angielskiego w Swindon w Anglii. Europę opuścił z włoskiego lotniska Fiumicino 4 lutego 1972 r. udając się do Lusaki - stolicy Zambii. Na początku pracował w Kabwe, jednocześnie ucząc się miejscowego języka, a 4 lutego 1976 r. objął w głębokim buszu parafię Chingombe. Tam pozostał przez ponad 40 lat (z przerwami na urlop co trzy lub cztery lata). Nie skorzystał z przysługującego mu prawa do emerytury, ale nadal służył swoim braciom na Czarnym Lądzie. Schorowany i całkowicie wyczerpany powrócił do kraju w 2016 r. Zamieszkał w Radomiu, w Domu Księży Emerytów. Kiedy już absolutnie potrzebował pomocy lekarskiej, przyjechał do Końskich, gdzie leczyli go zaprzyjaźnieni lekarze (dawni uczniowie). Zmarł w koneckim szpitalu 17 września 2017 r. Jego ciało spoczywa na miejscowym cmentarzu. Na pogrzeb do Polski przyleciała z Zambii s. Mary Anne Katiti. Pożegnała zmarłego po zambijsku. Przy zamkniętym kościele, w obecności kilku osób, została otwarta trumna. Siostra Mary ujęła zmarłego za rękę i odśpiewała rytualną, pożegnalną pieśń, według rodzimego zwyczaju. Wielkie zdziwienie siostry Mary budził strój liturgiczny zmarłego i czarne buty na jego nogach. Zakonnica nie mogła się oprzeć pokusie, aby nie zrobić kilku zdjęć ks. Marcelego dla zambijskich parafian.
W publikacji znajdziemy "Złote myśli" ks. Marcelego Prawicy:
To Bóg jest najważniejszy, a nie ja. Ja mam czynić Jego wolę i być sługą dla ludzi.
Trzeba iść na całego, albo w ogóle nie iść.
Nie ma nieba dla tych, którzy nie chcą przebaczać innym.
Codziennie proszę Ducha Świętego - Panie Boże, daj mi silę, aby powiedzieć to, co Ty w tym momencie chcesz powiedzieć tym ludziom.
Misja nie jest moja, lecz należy do Chrystusa, więc Chrystus musi sprawić, żeby funkcjonowała bez zakłóceń.
Nie należy iść do ludzi, jeżeli nie żyje się tym, co się głosi.