Bartosz Sałaj i ks. Łukasz Madej, wikariusz parafii św. Andrzeja Apostoła w Suchedniowie, w lipcu pielgrzymowali Drogą św. Benedykta we Włoszech. Trasa liczyła 300 km.
Droga św. Benedykta to stosunkowo młody szlak. Trasa podzielona jest na 16 etapów. Liczy
Pielgrzymi wyruszyliśmy z Nursji - miasta, gdzie urodził się św. Benedykt. Kolejnym celem ich wędrówki było Subiaco. Na początku VI w. św. Benedykt w poszukiwaniu odosobnienia tu się osiedlił. Wędrówkę zakończyli w opactwie na Monte Cassino. Tam otrzymali świadectwo ukończenia drogi.
Wytyczony szlak św. Benedykta przecina doliny i góry Umbrii i Lacjum. Pielgrzymi doświadczyli każdego rodzaju drogi. Wędrowali tymi polnymi i górskimi szlakami, były odcinki asfaltowe. Niektóre z nich prowadziły przez lasy, co zapewniało cień, kiedy już słońce dawało o sobie znać. Czasami wchodzili komuś na posesję, bo tak był wyznaczony szlak, ale - jak mówią - nikomu to nie przeszkadzało.
Ksiądz Łukasz po raz pierwszy był na camino. - Nie wiedziałem, czego się spodziewać. Chciałem po prostu przeżyć drogę pielgrzymki. Dla mnie to jest wyraz wiary, bo bycie człowiekiem wierzącym to jest bycie w drodze. Taka pielgrzymka trochę to oddaje. Wędrowaliśmy, było dużo czasu na modlitwę osobistą, trochę rozmawialiśmy, ale tak naprawdę szliśmy w milczeniu, osobno, z różańcem w ręku, w zmaganiu bycia samym ze sobą, co - okazuje się - też nie jest najłatwiejsze. Dla mnie ważnym elementem uczestniczenia w camino była kontemplacja dzieła stworzenia. Odpoczywałem, kiedy szedłem wzdłuż rzeki, kiedy wychodziliśmy na polanę, a w oddali były góry - wyjaśnia ks. Łukasz.
Na camino, mimo że czuje się zmęczenie fizyczne, bo trzeba iść przez kilkanaście kilometrów często w słońcu, z plecakiem, który waży ok.
Ksiądz Łukasz zachęca do wyruszenia na szlak. - Jeżeli ktoś potrzebuje wyciszenia i pobycia z Bogiem i z samym sobą na wędrówce, zmaganiu fizycznym, które jest częścią tego pielgrzymowania, jeśli ktoś chce zostawić swoje życie codzienne i odpocząć, to jest to dobra forma. Nie da się camino potraktować wyłącznie jako wyprawy turystycznej, od razu wychodzi element duchowy. Dla mnie to było bardzo pozytywne doświadczenie, które przynosi owoce, bo pielgrzymowanie to jest wiele czasu bycia z Bogiem na modlitwie - mówi kapłan.
Ks. Łukasz Madej (z lewej) i Bartosz Sałaj z paszportami pielgrzyma na Monte Cassino. Bartosz Sałaj
Otrzymali świadectwo ukończenia drogi. Marta Deka /Foto Gość