W kusy wtorek, zgodnie z jedlińską tradycją, odbył się obrzęd "Ścięcia Śmierci". Na ulice miasteczka wyszli przebierańcy, nazywani przez miejscowych kusakami.
Bo kusaków czas nastaje, Jedlińsk ma swe obyczaje. Ścięcie Śmierci dziś na rynku i hulanki w naszym szynku – od tych słów zaczyna się widowisko plenerowe, które swoim rodowodem sięga XVII wieku.
Od godzin południowych na ulicach Jedlińska pojawiło się wiele barwnych postaci. Wśród nich: diabły, baby, cyganki, rybacy, krakowianki i wiele innych. Mateusz Chojnacki przebrał się za cygankę. – Kiedyś już odgrywałem rolę dziewczyny, więc nie jest to dla mnie nic nowego, to w pewnym sensie nowe kulturowe doświadczenie. Warto kultywować takie zwyczaje – opowiada mieszkaniec Jedlińska. Podobnego zdania jest Kacper Nowak, który również zagrał cygankę. W jego przypadku o udziale w widowisku zdecydowali starsi koledzy, którzy brali kiedyś w nim udział. – Jako społeczność możemy czuć się wyjątkowi. Duma nas rozpiera, kiedy jesteśmy na ustach wielu, bo takiego drugiego widowiska nie spotkamy w Polsce – nie kryje satysfakcji uczestnik Zapustów Jedlińskich.
Widowisko wywodzi się z obrzędów zapustowych i jest formą teatru ludowego, w którym wszystkie role zgodne z wielowiekową tradycją są odgrywane przez mężczyzn. Anna Malinowska, dyrektor miejscowego domu kultury, mówi, że wydarzenie jest żywiołową zabawą, która wyzwala najlepsze wartości społeczne. Dodaje, że jest ono zwierciadłem regionu i miejscowości. – W ostatni wtorek karnawału pojawiają się w Jedlińsku przedstawiciele prasy, telewizja, historycy i etnografowie, a także turyści z całego kraju – informuje A. Malinowska. Wyraziła też radość, że widowisko jest nadal kultywowane na pamiątkę „prawa miecza”, które Jedlińsk otrzymał przy lokacji miasta w 1530 roku.
Badacze twierdzą, że na obrzęd duży wpływ miała szkoła ariańska istniejąca w Jedlińsku w latach 1560-1630 oraz szkoła wyższa funkcjonująca w latach 1630-1655. W ówczesnych czasach w Jedlińsku przebywało bowiem wielu żaków. Widowisko mogło wziąć swój początek od igrzyska żakowskiego, tj. ścięcia kukły symbolizującej śmierć. Zachowało ono swoją pierwotną formę, poprzez co stanowi ważny element dziedzictwa kulturowego naszego kraju.
Michalina Schodnik wspomina obrzęd sprzed kilkudziesięciu lat. – Pamiętam, że bardzo się bałam. Czego? Wszystkiego. A najbardziej śmierci! Trzymałam się kurczowo spódnicy mojej mamusi i cała drżałam ze strachu. Wówczas osoba, która grała śmierć, miała na głowie doniczkę z popiołem. W czasie ścinania głowy, kat swoją kosą uderzał w doniczkę i rozsypywał się symboliczny proch – opowiada pani Schodnik.
Wydarzeniu towarzyszyły występy zespołów ludowych: Czerwona Jarzębina i Kapela Henryka Giedyka, Wólczanki, Czerwone Korale, Ludwiczanki i Kapela Urbańczyków, Bierwiecka Biesiada i Klubu Seniora w Jedlińsku.
Widowisko przetrwało do naszych czasów dzięki ks. Janowi Kloczkowskiemu, który spisał przebieg ludowego obrzędu w XIX wieku. Był proboszczem w Jedlińsku, a także historykiem amatorem. Założył i prowadził kronikę parafialną, będącą bogatym źródłem informacji o ówczesnym Jedlińsku. Jego imię nosi Muzeum Ziemi Jedlińskiej.