Od 7 października trwa 68. Tydzień Miłosierdzia, a jego hasło „Kościół domem Miłosierdzia” podpowiada, gdzie miłosierdzia szukać i kto winien z nim spieszyć. Czy tak się dzieje? Nie jesteśmy doskonali, ale przecież staramy się to robić.
Nasza radomska Caritas obchodzi właśnie 20. rocznicę istnienia. Jest rówieśnicą naszej diecezji. Na naszym terenie istniała dużo wcześniej, reaktywowana po tym, gdy komuniści po wojnie zawiesili jej działalność. Doskonale wiedzieli, że zamykając jej działalność, mocno podcinają skrzydła pełnej działalności Kościoła. Dobrze więc się stało, że po upadku jedynie słusznego ustroju Caritas mogła się odrodzić. Gdyby tak spojrzeć wstecz w te minione 20 lat, nie było nieszczęścia, kataklizmu, który nie wiązałby się z bardzo szybką reakcją Caritas. Zbiórki darów materialnych, pieniędzy, wszystko dla najbardziej potrzebujących. Do tego codzienna mrówcza praca. Pod egidą Caritas działają przecież stołówki i jadłodajnie, Dom Matki i Dziecka w Jasieńcu Iłżeckim, Katolicki Ośrodek Adopcyjno-Opiekuńczy, Ośrodek Wsparcia dla Ofiar Przemocy i dobre dziesięć innych dzieł, aż po ostatnio otwarty Dom dla Bezdomnych.
No tak, ale na to wszystko dają świeccy! Nie do końca. Dają po prostu katolicy. Ja, przede wszystkim jako katolik, a obok tego ksiądz też włączam się w te zbiórki i daję.
Jest też ogromny obszar dyskretnego wspomagania. Myślę, że przy okazji Tygodnia Miłosierdzia warto przypomnieć niedawny pogrzeb bp. Stefana Siczka i pewien obraz, który zapamiętam na zawsze. W przeddzień pogrzebu, pisząc artykuł o biskupie Stefanie, rozmawiałem z ks. Markiem Fituchem, który szczególnie blisko współpracował ze Zmarłym. – On pomagał wielu osobom, i duchowo, i materialnie, i świeckim, i duchownym. Robił to bardzo dyskretnie i być może dopiero kiedyś okaże się, ilu osobom pomógł w ten sposób.
Nazajutrz wręcz zdębiałem. Wszedłem do seminaryjnej kaplicy, gdzie za moment miała się rozpocząć liturgia pogrzebowa. Pod jednym z witraży stało dwoje ludzi. Widywałem ich wielokrotnie, bo przychodzą do seminarium, dzwoniąc i prosząc o wsparcie. Nie musieli nic mówić. Ja wiedziałem, dlaczego tu są. Jak szybko słowa ks. Fitucha dla mnie zaczęły się sprawdzać.
A wracając do owej radości z powodu stereotypu księdza, który potrafi tylko brać…
Ciekawe, czemu proszący o wsparcie tak często dzwonią wprost do drzwi plebanii, skoro w obiegowej opinii nie mają tam czego szukać. Niech spróbują dobijać się do tych, którzy dziwią się, że ksiądz może kogoś wesprzeć. A może lepiej niech się nie dobijają, żeby ich ktoś nie obił.