Bałwochwalczy bohomaz

Telefony i mejle, jakie odebrałem, były jednym głosem smutku, dowodzącym, że to określenie obraziło uczucia religijne wielu. Byli i ci, którzy odnosili się do wartości artystycznej i historycznej jasnogórskiej Ikony.

Mnie jednak zaintrygowało coś jeszcze. W trakcie dwudziestominutowej konferencji usłyszałem całą „świecką” litanię zarzutów pod adresem Kościoła. Znam ją na pamięć, jak Litanię loretańską. Tej drugiej nauczyłem się jeszcze w dzieciństwie, chodząc na majówki, a tę pierwszą słyszałem i poznawałem jako chłopak i student teologii, gdy zgłębiałem historię Kościoła. Te zarzuty to stare tematy, jakimi epatowało sowieckie pismo „Biezbożnik”, które wychodziło przed II wojną w Związku Sowieckim. To także niby naukowe i historyczne wywody, o których czytałem w „Argumentach”, wydawanym w PRL-u piśmie Towarzystwa Krzewienia Kultury Świeckiej. Ale nie tylko. Usłyszałem także dowodzenie, które w czasie stalinowskim było motywem skazywania duchownych na wieloletnie wyroki więzienia, jeśli nie śmierci – rzecz o byciu obcą agenturą wrogiego Watykanu.

Można by nad każdym się zatrzymywać, by polemizować z tymi odgrzewanymi kotletami. I myślę, że trzeba, bo nowe pokolenia łykają te sensacje jako nowość i najprawdziwszą prawdę.

A ponieważ jestem biblistą, chcę zatrzymać się nad jedną z poruszanych kwestii. Usłyszeliśmy bowiem, że kult na Jasnej Górze jest bałwochwalstwem, bo przeczy zapisanemu w Biblii drugiemu przykazaniu, które zostało wyrzucone z Dekalogu. Oto jego brzmienie: „Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył…” (Wj 20,4-5a).

Biblijny Dekalog, który czytamy w Księdze Wyjścia, został spisany po hebrajsku około X w. przed Chr. Powstał w kulturowym środowisku, gdzie posąg czy wizerunek bóstwa był tożsamy z nim samym. Zakaz sporządzania wizerunków był podyktowany ochroną obrazu prawdziwego Boga, który jest czymś więcej i Kimś więcej niż tylko ociosanym kamieniem czy pomalowanym drewnem.

Dzisiejsza treść Dekalogu, znana z katechizmu czy pacierza, ukształtowała się około V w., w czasie, gdy tamta starożytna mentalność ludzi Bliskiego Wschodu odeszła w niepamięć. Zakaz sporządzania wizerunków był więc czymś niezrozumiałym. I tak to zapis biblijny pozostał nienaruszony, jak nienaruszone są opisy setek przepisów rytualnych i porządkowych, zapisanych w Starym Testamencie (dla przykładu zabraniające mieszania ze sobą dwóch rodzajów przędzy w jednej tkaninie czy łączenia dwóch gatunków bydła). Natomiast Dekalog katechizmowy rozłączył ostatnie z biblijnych przykazań w dwa ostatnie.

Dla nas wizerunek nie jest tożsamy z osobą, którą przedstawia. On jedynie pomaga nam w przeżywaniu duchowej łączności, pokazywaniu przywiązania i miłości. To tak jak zdjęcie matki czy dziecka, które nosi się w portfelu, stawia na szafce czy wiesza na ścianie.

A tak na koniec. Podobno człowiek, który chciał sprofanować jasnogórski Wizerunek – tak usłyszeliśmy w czasie tej konferencji – zrobił to być może z gorliwości o czystość i dosłowność rozumienia Biblii. Odpowiem pewnym wspomnieniem. Jakiś czas temu o sprawie przykazania o zakazie obrazów rozmawiałem z młodym człowiekiem, który – będąc po kilku spotkaniach w jednej z sekt – zarzucał  nam, katolikom, że nie rozumiemy Biblii dosłownie, a szukamy jakichś przenośni. Zaproponowałem mu wtedy, byśmy to przykazanie przeczytali z dosłownym zrozumieniem. No i zaczęliśmy. „Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko”. – Co jest na niebie wysoko, ale dosłownie? – zapytałem. – Gwiazdy, słońce, ptaki, chmury, samoloty – ustaliliśmy obaj, rzucając kilka przykładów. „Ani tego, co jest na ziemi nisko”. – A tutaj mamy ludzi, psy, koty, węże itd., itp. – przypominaliśmy sobie dosłowne obrazy. A w wodach pod ziemią? – Ot, choćby borsuki. – Czy my, katolicy, ale też i prawosławni, sporządzamy takie wizerunki i oddajemy im cześć? To pytanie zakończyło rozmowę, choć nie mam pewności, czy przekonałem mego rozmówcę.

Miałem napisać komentarz, a powstał miniwykład. Ano, wyszła ze mnie natura belfra. Coś jak na tej konferencji, gdzie z pozy nowoczesnych liberałów wyszedł obraz piewców minionego systemu.

A co do bohomazu... może jakiś historyk sztuki – może być ateistą, byle był fachowcem – odniesie się do walorów artystycznych jasnogórskiego Obrazu?


 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..