To oczywiste, że są znacznie cięższe choroby, ale już i ta pokazuje jak wiele spraw może wyglądać inaczej, nawet wizyta kolędowa.
Zaczęło się niespodziewanie. Jeszcze godzinę wcześniej byłem zupełnie zdrów. Nagle przyszedł kaszel i zaraz potem wysoka gorączka. Następne trzy dni to niemal kompletne wyłącznie z aktywności. Zostały tylko telefony, ustalenia i próba ogarnięcia całości, bo przecież czeka internetowa strona naszego "Gościa", bo trzeba zsyłać strony do wydania papierowego, bo przecież miałem zrobić to czy tamto, pojechać tu i tam – i pisać. Pokusa czucia się niezastąpionym zmagała się z wymuszoną pokorą.
Czwartego dnia udało się wrócić do świata zdrowiejących i wreszcie do pełnej aktywności.
Teraz, gdy słyszę o skali grypy szalejącej w naszym kraju, dowiaduję się, że w jednej z parafii naszej diecezji księża – właśnie z powodu grypy – odwołali wizytę kolędową. Wierni czekają na wizytę. Nie dopuszczają myśli, by takiej wizyty miało nie być. Słychać też głosy oburzenia, czemu w tym roku nie ma tradycyjnej kolędy. Z innej parafii otrzymaliśmy mejla od tamtejszego oddziału Akcji Katolickiej z prośbą o modlitwę za duszpasterzy, którzy zmagają się z grypą i jej powikłaniami, bo wierni czekają na kolędę.
No właśnie. I tutaj w kontekst tych oczekiwań wiernych wpisał mi się pewien obrazek z ostatnich dni. W saloniku prasowym kupowałem gazety. Moją uwagę zwrócił starszy mężczyzna. Może dlatego, że rozłożył się ze swą gazetą na szeregu innych tytułów, utrudniając dostęp innym klientom. To stąd zapewne mojej uwadze nie uszła zachęta z tamtego pisma: dziś jako wkładka trzy nalepki. Jedna z nich miała formę drogowego znaku zakazu z narysowanym duchownym i podpisem: „Kolęda? Nie, dziękuję!”. Na drugiej widniał rysunek bojowego granatu z napisem: „Rzuć na tacę!”. Trzeciej już nie udało mi się zobaczyć.
– Ileż to wirusów atakuje – pomyślałem – i stara się dopadać nas w różnym wieku. Ta sezonowa grypa wcale nie jest najbardziej groźna.