Podobno, jak chcą koryfeusze „postępu”, jest na słabym poziomie i interesuje się nią coraz mniejsza część młodzieży.
Taki obraz wyłania się z niedawnych publikacji, jakie ukazały się na naszym terenie. Nie wiem, czy na tym polu przeprowadzono stosowne badania. O takich nie słyszałem. Natomiast niby obiektywny obraz, po lekturze owych tekstów, zdaje się być owocem wybranych, jeśli nie dobranych rozmów i przykładów.
Rzecz właściwie nie byłaby godna uwagi, gdyby nie czwartek, 28 lutego. W gmachu naszego seminarium odbywały się diecezjalne finały olimpiady teologicznej dla uczniów szkół ponadgimnazjalnych. Do konkursu przystąpiło 90 uczniów. Wcześniej wygrywali w tej olimpiadzie na poziomie szkolnym. Łącznie w tym roku do udziału w olimpiadzie teologicznej zgłosiło się 1200 uczniów z 54 szkół z naszej diecezji.
Nie mam pojęcia, ilu uczniów mieszkających w naszej diecezji przystąpiło w tym roku do olimpiad przedmiotowych z matematyki, fizyki, geografii czy języka polskiego. Jest natomiast faktem, że gdyby teologicznych olimpijczyków zebrać w trzydziestoosobowe klasy byłoby takich grup 40.
Wspomniane szkolne przedmioty bardzo szanuję i podziwiam każdego olimpijczyka. Sam przed laty startowałem w olimpiadach polonistycznych w moim opoczyńskim liceum, a potem w Łodzi i wiem, ile trzeba włożyć trudu w przygotowanie się do takich zmagań. Ale zdaję sobie sprawę, że matematyka, język polski i kolejne wspomniane przedmioty należą do maturalnego klucza przedmiotów. Start w takiej olimpiadzie przekłada się i wpisuje w trud przygotowań do matury. Tym bardziej więc trzeba pytać o tych teologicznych olimpijczyków, którzy z tej wiedzy i trudu przygotowań nie będą mieli żadnej maturalnej „korzyści”.
Strata czasu? A może zwykłą bzdurą jest owa teza o nikłym zainteresowaniu katechezą? Skąd powstałą? Z ignorancji, chrystianofobi, bezrefleksyjnej mody… sam nie mam pojęcia.