Celem tego polowania z nagonką nie jest bynajmniej ten czy ów duchowny, który z tego czy innego powodu znalazł się między muszką a szczerbinką dyżurnych myśliwych. Prawdziwą zdobyczą ma być wyeliminowanie głosu Kościoła z debaty publicznej.
W tym polowaniu nie zawsze gra się fair. Powiem więcej: Bardzo często w ogóle brak jakichkolwiek reguł. Liczy się strzał i spektakularne trofeum. A pokłosiem tego polowania staje się grono kłusowników, którzy też chcą się poczuć prawdziwymi myśliwymi. Opowiadał mi w tym tygodniu jeden z radomskich księży katechetów, że jego uczeń na katechezie ostentacyjnie zakłada słuchawki, a do niego samego zwraca się per ty. Może liczy, że sprowokuje do czegoś, a wtedy usłyszymy od zawodowych myśliwych, że oto katechecie zabrakło pedagogicznego przygotowania, że nigdy nie powinien był znaleźć się w szkole, no i ostatecznie… że to katecheza w tym miejscu nie sprawdza się, że najlepiej byłoby ją wyprowadzić ze szkół.
Widziałem w tym tygodniu na Facebooku profil jednego z księży naszej diecezji. Obok poważnych informacji z życia parafii, tak dla odprężenia, wesoły duszpasterz publikował grube antykościelne dowcipy. Okazało się, że ów ksiądz w ogóle nie miał pojęcia o istnieniu takiego profilu. Został mu założony anonimowo, by go ośmieszać.
Czasem słyszę o ciemnym średniowieczu, a w tym okresie o strasznej instytucji inkwizycji, która bezkarnie polowała na czarownice, by z lubością patrzeć, jak wijąc się z bólu, płoną na stosach.
Z tego, co wiem, inkwizycja – jako pierwsza w Europie – wprowadziła instytucję sądowego obrońcy i zasadę domniemania niewinności. W efekcie ponad dziewięćdziesiąt procent rozpraw kończyło się uniewinnieniem. Natomiast czarownice palono szeroką falą w krajach protestanckich w okresie reformacji, a więc nie w średniowieczu. Czarownice zresztą najchętniej palono w oświeceniu.
A tymczasem polowanie trwa i nie ma tu żadnych okresów ochronnych. Wyroki padają bez sądu, bo zwierzyna zdaje się być wyjęta spod prawa.
Powie ktoś, że bronię przestępców. Nie, nie robię tego. Przyglądam się tylko jakości postępowania myśliwych w ponoć nowoczesnym, oświeconym, europejskim wydaniu, brzydzących się wszelkim średniowieczem.
A co powiem moim kolegom? Przekornie zacznę, że podziwiam gorliwość ludzi walczących z Kościołem. Nie dają się niczym zmęczyć w tej aktywności, działaniu, pomysłach, jedności. Każdego dnia gotowi ruszyć na łowy. Co więc nam robić? W każdym z tych wymiarów bądźmy gorliwsi od nich w głoszeniu Ewangelii. Innego sposobu nie widzę.