Paramagiczne święta

Cieszę się z każdego z opłatkowych spotkań. Mam ich za sobą już kilka, a przed sobą kolejne.

Jeśli piszę ”cieszę się”, to w tym określeniu zawieram autentyczną radość, bo jest to okazja do spotkań i przekazania życzeń. Dużo przy tym autentycznej życzliwości i sympatii.

Coś jednak przy tym uwiera, niczym kamyk w bucie. - Co takiego? Może się ksiądz czepia? - rzekłby niejeden z rozmówców.

Od lat postrzegam w tym adwentowym czasie, że przygotowujemy się do jakichś sierocych świąt, którym brak nazwy. I świadomie piszę tu święta przez małe „ś”. Bo co niby mamy obchodzić? - odpowiadam. A w tle wraca mi: święto ziemniaka, święto niepodległości, święto wiosny i każde z nazwanych świąt.

- Niech w ten magiczny czas - słyszę. - A co to za magia? - rodzi się w mym umyśle pytanie. - Będziemy coś czarować, wypowiadając jakieś tajemne zaklęcia?

Słucham świątecznych piosenek o saniach, o jakimś śniegu, który pada, bo pada, o jakiejś zimie, bo jest zima, i o jakiejś nocy, podczas której ma się coś wydarzyć, tylko nie wiadomo co. Będzie to coś ciepłego, miłego, magicznego, ale czy ważnego? Czyżby opanował nas jakiś zbiorowy strach, by nie nazywać po imieniu, po co jest ten obchód?

Odrzućmy tę paramagię, pustą i banalną, i powiedzmy wprost: idą Święta Bożego Narodzenia!


 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..