Mieszkańcy Jedlińska hucznie zakończyli karnawał. Najwięcej osób, i to nie tylko z gminy, ale z całej Polski i z zagranicy, bawiło się trzeciego dnia zapustów.
Śmierć upiła się w kusaki. Zgubiła kosę na łąkach jedlińskich. Tam miejscowa ludność związała ją postronkami i poprowadziła na rynek, by ją osądzić. Rozpoczyna się rozprawa. Gawiedź oskarża śmierć. Po jej wysłuchaniu sąd wydaje wyrok i wzywa kata. Ten najpierw straszy karami wszystkich, którzy postępować będą niezgodnie z prawem, a potem mieczem ścina śmierci głowę - tak w skrócie można opisać widowisko "Ścięcie Śmierci". To jedyny w Polsce obrzęd ludowy, który swoim rodowodem sięga XVII wieku, a jest głównym elementem "Jedlińskich Zapustów". Kultywowany jest najprawdopodobniej na pamiątkę "prawa miecza", które Jedlińsk otrzymał przy lokacji miasta. Biorą w nim udział wyłącznie mężczyźni, którzy odgrywają także role kobiece.
Widowisko mogło wziąć swój początek od igrzyska żakowskiego - ścięcia kukły symbolizującej śmierć. W latach 1560-1630 w Jedlińsku działała szkoła ariańska, a od 1630 do 1655 roku szkoła wyższa. Jako pierwszy obrzęd "Ścięcie Śmierci" opisał w XIX wieku ks. Jan Kloczkowski.
Ks. prał. Henryk Ćwiek proboszczem w Jedlińsku jest od 1987 r. - Jedlińskie zapusty mają bardzo długą tradycję. Bywały przerwy spowodowane trudnościami natury politycznej. Z czasem to się na nowo odradzało. Od lat 80. XX w. organizowane są każdego roku - powiedział. - Mają wydźwięk nie tylko natury zabawowej, ale także moralnej. Śmierć jest symbolem grzechu i zła. Jest przecież owocem grzechu pierworodnego. Ścięcie śmierci to symboliczne odrzucenie zła i grzechu, bo zbliża się Wielki Post - dodaje.