Trzeba pamiętać o tym miejscu i o tych tysiącach ludzi, których ostatnia droga prowadziła przez las na Firleju.
Przez cały okres okupacji przywożono tutaj więźniów z Radomia, Ostrowca Świętokrzyskiego, Skarżyska-Kamiennej, Pabianic, Łodzi. Jeżeli szukamy w Radomiu miejsc ważnych dla centralnych ziem Polski, Firlej na pewno jednym z takich miejsc jest. Do dzisiaj nie wiadomo, ile osób zostało zamordowanych na terenie przyszłego, założonego po wojnie cmentarza. Minimalna liczba ofiar, jaką ustalono, to około 7 tysięcy. Maksymalna – około 12 tysięcy osób. Trzeba pamiętać, że wykonywano tu egzekucje ludzi najróżniejszych narodowości, wyznań, przekonań politycznych, pochodzenia społecznego. To miejsce było dla Polski taką soczewką, gdzie ludzie z różnych środowisk, grup społecznych tracili życie. W historii Firleja, jako miejsca masowych straceń, jest jeszcze wiele zagadek. Istnieje świadectwo mówiące o odnalezieniu tutaj w czasie powojennych prac ekshumacyjnych masowego grobu około 100 osób, gdzie z opisu można przypuszczać, że są to żołnierze AK i jeńcy z powstania warszawskiego – przypuszczam, że z Grupy "Kampinos" rozbitej pod Jaktorowem. Znamy, niestety, niewiele nazwisk osób, które tutaj zginęły. To wielki paradoks, że tyle lat po zakończeniu wojny wiemy znacznie więcej o osobach pomordowanych w Charkowie, Miednoje – o ofiarach zbrodni katyńskiej – niż o osobach spoczywających w tym miejscu. Warto pamiętać, że znajdujemy się prawdopodobnie na drugim co do wielkości – po podwarszawskich Palmirach – miejscu masowych straceń na centralnych ziemiach polskich. Warto pamiętać o tym i o tych różnych ludziach, których ostatnia droga prowadziła przez ten las, przez te piaski – mówił S. Piątkowski.